niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział dwudziesty trzeci

Gdy moje oczy przystosowały się do światła, zobaczyłam dwóch mężczyzn. Jeden z nich, widocznie zamyślony i wpatrzony w okno, mający czarne, postawione do góry włosy, które podkreślały jego brązowe oczy, stał oparty o blat biurka z założonymi na siebie rękami. Jego ciemne, grunge'owe ubrania nadawały mu niebezpiecznego wyglądu bad boya. Drugi, siedzący na starym, obijanym skórą fotelu, był dużo starszy od swojego kompana. Zgadywałam, że liczył około czterdziestu lub nawet pięćsiedzięciu lat. Wraz z wiekiem, wyglądał dużo poważniej od szatyna, ubrany był w garnitur oraz czarną koszulę. Jego zimne i przenikliwe niebieskie oczy wpatrywały się prosto we mnie.
- Gdzie ty byłeś Payne przez tyle czasu? - zapytał ostro, swoim niskim, chrapliwym głosem. 
Spojrzałam na szatyna, który właśnie mnie puścił. Przypomniałam sobie właśnie jak się nazywał. To był Payne, Liam Payne.
- Byłoby szybciej gdyby Harry nie trzymał jej cały czas na smyczy - odpowiedział. Moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, byłam zaskoczona jak można być takim bezczelnym. On mnie wcale nie trzyma na smyczy!
- Oj, Harry, Harry, mój kochany Harry - zaśmiał się pod nosem, jak się domyślałam, szef tego zgromadzenia, kręcąc głową z niedowierzaniem.
 Nie miałam pojęcia co ich dwójka mogła mieć ze sobą wspólnego, ale tak szczerze, nawet nie chciałam wiedzieć. Już dawno temu przekonałam się o tym, że im mniej wiem, tym lepiej śpię. Po chwili mężczyzna podniósł głowę, a następnie pewnym, pełnym arogancji wzrokiem spojrzał mi prosto w oczy. - A tą panienkę związać - dodał, biorąc z biurka paczkę z papierosami, po czym odpalił jednego z nich.
Brunet tym razem już nie wpatrywał się w okno, a sięgał po liny. Ponownie poczułam na swoich ramionach zaciśnięte ręce Liama, który posadził mnie na pustym krzesełku przy drzwiach. Jego kolega silnie przywiązał moje nadgarstki do krzesełka tak, że najmniejszy ruch rękoma sprawiał mi ból. Skierowałam swój wzrok na wyłożoną płytkami podłogę. Nie miałam co liczyć na żadne ocalenie, byłam świadoma tego, że jeszcze dziś umrę. Żałowałam jeszcze bardziej swojej decyzji. Mogłam się nie buntować przed rodzicami, bo nie dość, że było to marne zagranie, to na dodatek wplątałam się w kłopoty. Z pewnością teraz się martwili o mnie, zastanawiali się gdzie jestem. Może nawet winili o to, że doprowadzili mnie do takiej decyzji. Mieliśmy dziś wracać do domu, a teraz byłam prawie pewna tego, że nawet nie wrócę do Quincy. Gdybym tylko mogła, zmieniłabym wszystko.
Przymknęłam oczy, a spod powiek wypłynęła jedna, samotna łza. Miałam ogromną ochotę się rozpłakać. Jednak przeszło mi, gdy niespodziewanie drzwi pokoju otworzyły się, a przez dwóch napakowanych facetów, do środka został wepchnięty Styles. Przestraszyłam się, ponieważ po jego wyglądzie od razu mogłam stwierdzić, że został pobity. Jego ubrania był wygniecione, a z nosa leciała mu krew. Leżał na ziemi. Jednak kiedy się podniósł aby uklęknąć, jego zdumiony, a wręcz przerażony całą sytuacją wzrok spoczął na starszym mężczyźnie.
- T-tato, przecież.. Przecież t-ty n-nie żyjesz.. - wydukał, a jego oczy zrobiły się czerwone, był już bliski płaczu. Zaczęłam jeszcze szybciej oddychać, ponieważ ostatnim razem kiedy szatyn płakał, wyglądał jak mały i smutny, zmoknięty piesek, a mi po raz pierwszy zrobiło się go szkoda. Zauważyłam, że teraz jego wzrok spoczął na Liamie. - A ty.. ja cię przecież zabiłem!
- Och, czyżbym zmartwychwstał? - zaśmiał się bezdusznie Payne, kopiąc Harry'ego w bok.
Dziewiętnastolatek bezsilnie opadł na brzuch z cichym jękiem. Zacisnęłam zęby, uświadamiając sobie, że musiał naprawdę oberwać. Jednak skoro to był jego ojciec, jak mógł doprowadzić go do tego stanu? I dlaczego on żył? Styles opowiadał mi o tym jak Niall go zabił, jak on umierał na jego rękach. To musiał być jakiś głupi koszmar. Czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej, miałam potrzebę zrobienia czegoś, uratowania nas obojga.
Gdy zauważyłam, że brunet wraz z dwoma mięśniakami właśnie opuścili pomieszczenie, zostawiając tylko mnie, Harry'ego, Liama i znienawidzonego przeze mnie w ciągu kilku sekund mężczyznę, starałam się rozwiązać więzy ze swoich nadgarstków. Początkowo szło mi mozolnie, jednak po kilku minutach wprawy, udało mi się uwolnić. Jednak aby nie dać nikomu dowiedzieć się o tym, wciąż trzymałam linę, czekając na odpowiedni moment na ucieczkę. Patrzyłam jak ojciec szatyna podchodzi do niego i nachyla się nad nim.
- Jesteś taki słaby. Chociaż czego mogłem spodziewać się po kimś z domu dziecka, kto jest synem jakiejś dziwki z trasy? - prychnął, solidnie kopiąc Harry'ego bok i powodując przy tym z jego strony kolejne jęknięcie. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię! - wykrzyczał tak głośno, że zadrżałam. Stałam się mniej pewna swojej decyzji o tym, aby wstać i uciec stąd. Co jeśli któryś z nich by mnie złapał? Nie miałabym żadnych szans, a nawet bym sobie pogorszyła. Młody Styles nie podniósł głowy, wciąż wpatrywał się w podłogę. Nie mał najmniejszych sił na jakikolwiek ruch. - Taki słaby, taki żenujący. Adoptowanie cię było najgorszą rzeczą jaką tylko mogłem zrobić w swoim życiu. Poświęciłem ci swoje życie, swoich ludzi! A ty co? Zmarnowałeś wszystko!
Zauważyłam oczy Harry'ego, skierowane w moją stronę, jednak tak, że jego ojciec nie mógł nic zauważyć. Gdyby tylko był w stanie, jego wzrok zapytałby mnie co teraz. Nie myślałam, że po tylu obelgach tak szybko się pozbiera. Chociaż nie do końca, ponieważ w jego oczach widziałam niekończący się smutek. Mimo to myślał trzeźwo, chciał nas jakoś stąd wyciągnąć. Rozejrzałam się wokół. Wszystko wydawało się być dziwnie spokojne, Payne przeglądał jakąś książkę, starszy mężczyzna ciągle wbijał swoje spojrzenie w plecy Harry'ego. Popatrzałam na swoje buty, jeden z nich nieco się zsunął z mojej stopy. A co jakbym.. To była nasza szansa. Skinęłam głową w stronę Stylesa, który lekko się uśmiechnął, wiedział co robić.
Niespodziewanie wstał i uderzył swojego ojca pięścią prosto w twarz. Gdy Liam dopiero co zauważył nagłą zmianę w atmosferze panującej w pomieszczeniu, ja jedną ze swoich szpilek wyrzuciłam niczym z procy prosto w jego plecy, skupiając całą jego uwagę na mnie. Podszedł do mnie ze złością w oczach. Byłam przerażona, lecz nie zamierzałam się poddać. Kiedy był już naprawdę blisko, wstałam i zamachnęłam się z całej siły drugim butem, którego w międzyczasie zdążyłam zdjąć, przez co chłopak oberwał nim na tyle solidnie, że złapał się za prawą część twarzy. W pewnej chwili Payne złapał mnie za szyje, mocno ją ściskając. Czułam jak zaczyna brakować mi powietrza, a ja się duszę. To nie mógł być mój koniec, nie teraz. Kątem oka zerknęłam na dziewiętnastolatka, który skończył właśnie okładać nieprzytomnego, leżącego na podłodze mężczyznę. Gdy zauważył, że do moich oczu napływają łzy i próbuję zaczerpnąć powietrza, w jego oczach pojawiła się złość jak nigdy przedtem. W ciągu chwili dostąpił do nas, odciągając ode mnie chłopaka, a następnie popchnął go na gablotkę z chińską porcelaną. Zaczęłam szybko i nerwowo oddychać, próbując opanować wciąż lecące z moich oczu łzy. Zaledwie sekundy po tym jak już się uspokoiłam, a Styles w szaleństwie zaczął okładać pięściami Payne'a, zauważyłam, że ojciec chłopaka ocknął się i ledwo co stukał palcem w ekran komórki. Wiedziałam, że to był moment, aby przestać zabawę w boksera i jak najszybciej ucieknąć.
- Uspokój się! - zawołałam, łapiąc chłopaka za ramię i ciągnąc go w swoją stronę. Nawet mimo tego, że miałam mało siły, zwrócił swój wzrok na mnie.
Przełknęłam głośno ślinę, na co on kiwnął porozumiewawczo głową, po czym złapał mnie silnie za dłoń i pociągnął za sobą w szybkim biegu. Starałam się nadążać, co za specjalnie mi nie wychodziło.
W końcu po przebyciu ogromnej sali, w której aktualnie obywała się licytacja obrazu, przez co nikt nas nawet nie zauważył, nareszcie znaleźliśmy się w aucie. Spojrzałam z przerażeniem na szatyna, który nie mógł odpalić samochodu.
- I co teraz? - zapytałam drżącym głosem. On w odpowiedzi spojrzał na mnie tylko bezradnym wzrokiem.
Nagle spojrzałam do tyłu, chwilę potem żałując swojego czynu. Zobaczyłam dwóch znajomych mięśniaków, bruneta, oraz parę innych mężczyzn biegnących w naszą stronę. Jeden z nich wymierzył w nas trzymaną w ręku bronią, przez co pocisk rozbił tylnią szybę z głośnym trzaskiem, a ja skuliłam się z rozpaczliwym krzykiem i łzach, które już kolejny raz tego dnia wydostały się spod moich powiek. Jedynym o co błagałam było to, aby ten koszmar jak najszybciej się skończył. I chyba moje prośby zostały wysłuchane przez kogoś u góry, ponieważ cudem silnik pojazdu zaczął działać, a my w końcu z piskiem opon wyjechaliśmy z parkingu. Co chwilę oglądałam się za siebie, aby sprawdzić czy nikt za nami nie biegnie, a potem jedzie. Na szczęście nie, byliśmy już bezpieczni. Spojrzałam na Harry'ego, a moje serce znów zaczęło przepełniać się nienawiścią do niego.
- Już nigdy nigdzie z tobą nie jadę. Zapamiętaj to sobie raz na zawsze - warknęłam, podciągając swoje kolana pod brodę i masując obolałe stopy. Nie byłam przyzwyczajona do noszenia przez kilka godzin butów na obcasie, przez co moje nogi wydawały się zaraz odpaść. Styles nic nie odpowiedział. Pewnie się bał, że go zaraz też załatwię z buta. Chociaż żadnego nie miałam pod ręką. Zmrużyłam oczy patrząc na niego wzrokiem zabójcy. Przyciągnęłam tym jego spojrzenie, patrzał na mnie jak na zupełną na wariatkę, po czym wybuchnął głośnym, niedowierzającym śmiechem.
- Nie wierzę, że się z tobą zadaję, po prostu nie wierzę. Co ja takiego w tobie widzę? - śmiał się, kręcąc głową. Usmiechnęłam się, powstrzymując się z całych sił od śmiechu. To raczej ja powinnam zadać to pytanie, bo to ja tu jestem ofiarą, a nie on.
- Och, czyli panowi egoistycznemu, aroganckiemu i opryskliwemu Harry'emu dupkowi Stylesowi spodobała się pani słodziutka i kochana Elizabeth lubię bardziej jak mi prawisz komplementy niż na mnie narzekasz Horan?
- Coś w tym stylu.
****************************************************
Ten rozdział to jeden wielki misz masz, zwłaszcza część zawierająca się w najdłuższym akapicie. Dlatego właśnie nie oczekuję 10+ komentarzy, bo wyobrażałam sobie go inaczej, a po prostu spieprzyłam. Ostantio ogółem piszę beznadziejne rozdziały. Mam jakiś dołek twórczy czy coś. Ale w każdym razie stworzyłam nowy szablon. Na tym nagłówku postanowiłam nie dawać AnnySophii, ponieważ po pierwsze nigdzie mi nie pasowała, a po drugie nie miałam dać nawet jakiego zdjęcia. Mam nadzieję, że mimo to i tak Wam się on podoba. Chociaż czegoś brakuje mi na nagłówku.. No oceńcie go w ankiecie po lewej! :) To mój ostatni tydzień ferii nad czym ogromnie ubolewam, do ich końca dodam przynajmniej jeden rozdział, ale będę starała się dodać dwa. No zobaczymy jak wyjdzie w praniu. A więc do napisania moi wierni czytelnicy! x

19 komentarzy:

  1. Nie są beznadziejne<3 Są coraz lepsze, kochana ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem od czego zacząć... O wiem. Uwielbiam to opowiadanie z rozdziału na rozdział coraz bardziej *.* Rozdział genialny, wspaniały. Szczególnie końcówka, aww! A szablon bloga jest wspaniały! Może zrobiłabyś w podobnym stylu z innym członkiem 1D ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział jak marzenie ♥ szablon jest świetny tylko muszę stwierdzić, że trochę podczas czytania raził w oczy :( ale największym problemem nie jest :D powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja rozdziały czytam z telefonu. Niestety musiałam skopiować cały rozdział i dopiero go przeczytać, ponieważ nic nie widać. W wolnej chwili zerknij na wersje dla telefonów :)
    Rozdział nie jest do dupy, jest naprawdę bardzo fajny :)

    secret-love-fanfiction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To pewnie przez zmianę szablonu i to, że kolor tła jest zapisany w cssie, a nie w edytorze, a wszystkie teksty są na biało. miałam wczoraj też z tym problem, ale dopiero dziś pomyślałam się o co chodzi, postaram jeszcze dziś się to poprawić. :)

      Usuń
  5. Samotność, narkotyki, uczucie. Opowiadanie o Zaynie Maliku. Zapraszam http://destructionindarkness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hah zgadłam że to Liam! :D
    Końcówka jest najlepsza :)

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG świetny rozdział! jak ja się ciesz e że udało im się uciec :> ciekawe co będzie w następnym rozdziale :3
    @Liam_My_Loves

    OdpowiedzUsuń
  8. Woooow *.* Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, w sumie nie wiem czego się spodziewałam ale na bank nie tego XDD Rozdział świetny, boże<3
    I piszesz świetnie ! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. Coo?!! Ojciec Harrego żyje o kurcze !!;) Mega świetny rozdział!!! Niezły obrót sprawy ..nie spodziewałam się tego;))) ja cieee..ale akcja cieszę się, że udało im się ;D ehhh nie czaje zachowania Harrego ..zobaczymy co będzie dalej ;)świetnie piszesz !!;** oby tak dalej :} czekam na kolejny rozdział i życzę ci dużo weny !!;)) kocham cie ;**
    @Best_faan_ever

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  11. Ojciec żyje i tak na prawdę wcale nie był ojcem. Ona jak zwykle wkurwiona na niego niepotrzebnie. On jak zwykle chamska odzywka do niej, ale po co to nie wiem. Rozdział jak zwykle zajebisty, czemu tak nie twierdzisz też nie wiem. Szablon cudowny. Buziaczki @marcy_offic

    OdpowiedzUsuń
  12. ojejciu, kocham ten rozdział, a już szczególnie zakończenie ♥
    jesteś mistrzynią! wiem, że nie masz weny, ale wiele bym dała, gdyby rozdziały były dłuższe :c
    i tak Cię kocham. E x

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny i zaskakujący c:

    OdpowiedzUsuń
  14. Śliczny blog i fajny rozdział !
    http://nowe-opowiadanie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowne *.....*
    http://demons-in.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana trafiłam na twojego bloga przypadkowo. Niedawno przeczytałam wszystkie części i kocham to opowiadanie. Kiedy następna część? I kiedy będzie rozdział +18?xD

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow! Dzisiaj przeczytalam wszystkie twoe rozdziały! Jest 00:23 a ja se pisze komentarz xD i czekam na nexta ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń