środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział dwudziesty siódmy

W ciągu kilku minut dotarliśmy do samochodu szatyna. Początkowo nie myślałam nad tym, że będziemy dojeżdżać gdzieś, ponieważ miasto, w którym przebywaliśmy było stosunkowo małe i wszędzie mogliśmy dojść na piechotę. Jednak bez żadnego słowa wsiadłam - podobnie jak Louis - do środka, po czym ruszyliśmy w drogę. Kiedy już wyjechaliśmy poza miasto, zapytałam:
- Gdzie jedziemy?
- Niedaleko - odpowiedział krótko, a ja przewróciłam oczami.
Naprawdę irytujące było to, że żaden z nich nigdy nie potrafił powiedzieć czegoś wprost, a jedynie jakimiś zagadkowymi urywkami. Zaczęłam wpatrywać się w okno. W porównaniu do Stylesa, szatyn nie jechał szybko i przestrzegał przepisy drogowe. Czułam się z nim dużo bezpieczniej. Spojrzałam na niego. Miał naprawdę przystojny profil, a tatuaże na ramionach i zarost nadawały mu seksownego wyglądu.
- Zamiast mnie obserwować, przejdź na tył i wyszykuj się. Na siedzeniu masz torbę z zakupami.
Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się dlaczego wciąż jedziemy skoro miałam przesiąść się do tyłu. Dopiero po chwili doszło do mnie, że mam przejść między siedzeniami. Tak też zrobiłam. Ubrania, czyli czarna, obcisła sukienka, buty na wysokim obcasie i dopełniająca zestaw biżuteria, były od jednego ze sławniejszych projektantów, idealne na mój rozmiar. Zastanawiało mnie, skąd chłopak go znał i dlaczego wydał na mnie tyle pieniędzy? I co najważniejsze, skąd Louis wiedział, że się pojawię? Przecież w innym razie, nie zaopatrywałby się w ten zestaw. 
Wróciłam do przodu, znów przeciskając się przez siedzenia. Akurat wjechaliśmy w zabudowę jakiegoś większego miasta, ponieważ przed nami były jedynie bloki, wieżowce i mnóstwo sklepów, a masy ludzi plątały się po ulicach.
Po kilku minutach dojechaliśmy pod jakiś kolorowy i prawdopodobnie zatłoczony klub. Wsiedliśmy i podążyliśmy prosto do wejścia. Niestety, była do niego ogromna kolejka. Chciałam zapytać Tomlinsona o to, jak się dostaniemy do środka, ale on złapał mnie za rękę i od razu podążył do jednego z ochroniarzy, który wpuścił nas do środka bez słowa.
Tak jak się spodziewałam, wewnątrz było mnóstwo ludzi, a powietrze nasycone było zapachem ich potu, gryzącego się z drogimi perfumami. Od razu było widać, że klub nie był dla biednych, a raczej dla elity. To drugi raz w moim życiu, kiedy znajdowałam się w tego typu miejscu. Ostatni nie skończył się dobrze, lecz miałam ogromną nadzieję, że tym razem finał będzie dużo lepszy - w końcu nie byłam sama jak poprzednio. Louis pociągnął mnie prosto do baru, po czym objął ręką dość nisko, prawie przy moim tyłku. Próbowałam naciągnąć nieco bardziej na siebie swoją sukienkę, która czułam, że szła coraz wyżej w górę.
- Czego napijesz się Liz? - zapytał szatyn, próbując przekrzyczeć hałas. O dziwo, ciągle się uśmiechał. Zdecydowanie klub był środowiskiem, w którym czuł się najlepiej.
- Nie piję - odpowiedziałam, uśmiechając się zdecydowanie przepraszająco. Nie chciałam psuć dobrego humoru swojego towarzysza.
- Przestań - zaśmiał się - Pijesz, albo wracasz do Stylesa.
Westchnęłam i odwróciłam wzrok. Nie miałam wyboru. Musiałam się napić. Raczej jeden drink nie powinien mi zaszkodzić. A przynajmniej nie tak, jak kolejne minuty przebywania w domu z Harrym.
- No dobra - zgodziłam się, ponownie się uśmiechając.
Louis pokiwał głową, po czym powiedział coś do barmana, czego nie usłyszałam przez głośną, klubową muzykę. Po kilku minutach, ja otrzymałam zielonego drinka, a Tomlinson kufel piwa. Uniosłam brwi na ten widok.
- Pijesz? - spytałam zaskoczona - Przecież prowadzisz.
- Jedno piwo mi nie zaszkodzi. Ty lepiej pij swoje.
Zachichotałam i wzięłam kieliszek do ręki, upiłam łyka. Smak pomarańczy i alkoholu doskonale upodobał się mojemu podniebieniu, chociaż wydawało mi się, że trunek był nieco za mocny jak na moje upodobanie. Chociaż dla mnie nawet szampan jest za mocny, więc może jedynie mi się wydawało. Kiedy powoli sączyłam zawartość swojego kieliszka, zauważyłam, że Tomlinson wypił już prawie całe swoje. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. Niektórzy faceci naprawdę kochają alkohol.
Po wypiciu drinka, Louis pociągnął mnie na parkiet. Nie przepadałam za tym typem muzyki, lecz ta piosenka wyjątkowo wpadała mi w ucho. Nie tańczyliśmy długo, było też spokojnie. Chłopak, co najdziwniejsze, nie kleił się do mnie, chociaż tego się spodziewałam. To był zwykły przyjacielski taniec. Jednak zmęczyłam się po nim niemiłosiernie, a moje usta przypominały pustynię. 
Od razu wróciliśmy do baru, a ja zamówiłam dla siebie dwa drinki, za które zapłacił chłopak. Chyba był zadowolony z tego, że jednak polubiłam picie alkoholu. Po otrzymaniu ich, od razu wypiłam obydwa. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło, a pomieszczenie zaczęło zabawnie wirować. Jednak złym pomysłem było wypicie takiej ilości alkoholu jak na pierwszy raz, kiedy nie byłam jeszcze zaprawiona w imprezowaniu. 
Po kolejnym drinku byłam już naprawdę wstawiona i z trudnością było utrzymać mi się na wysokich obcasach. Louis, widząc to, postanowił wziąć mnie na ręce. Zdjął mi również buty i wręczył do rąk. Śmiałam się jak wariatka prosto do jego ucha i co chwila dźgałam go obcasami w tors. Nigdy nie spodziewałam się tego, że aż tak kiedykolwiek się upiję. Przymknęłam oczy.
Kiedy je otworzyłam, znajdowałam się na łóżku w jakimś pokoju hotelowym. Usiadłam i się rozejrzałam. Chciało mi się pić i byłam otumaniona bólem dochodzącym prosto z mojej głowy. Znalazłam jakąś butelkę na stoliku nocnym, po czym odkręciłam ją i pociągnęłam długiego łyka. Przyjemne ciepło ponownie rozlało się po moim przełyku, a ból głowy natychmiastowo przeminął. Ciągle piłam, nawet nie zauważając, że pojawił się przy mnie Tomlinson
- O nie, ty już więcej nie pijesz! - zawołał, zabierając mi butelkę. Spojrzałam na niego, nie będąc w tym stanie zbyt świadoma powagi sytuacji.
- Ale mi się chciało tylko pić - zaszlochałam. Szatyn westchnął i podał mi butelkę wody, która stała przy łóżku.
- Masz.
Spojrzałam na przedmiot, próbując doczytać się do etykiety. Co jeśli to nie była woda? Nie chciałam, aby mnie otruł. Niestety, nic nie zobaczyłam, a jedynie rozmazane literki. Westchnęłam i odrzuciłam przedmiot na drugi koniec pokoju. Usłyszałam głośny trzask. 
- Oops, chyba coś potrzaskałam - zaśmiałam się i zagarnęłam jedną z poduszek, przytuliłam się do niej. Louis akurat podszedł do lampy, która spadła, jednak na szczęście ocalała - Nie pobawisz się ze mną?
- Jesteś pijana, idź spać - powiedział, podnosząc przedmiot i umiejscawiając go na poprzednim miejscu.
Ponownie westchnęłam i zrobiło mi się przykro. Dotąd uważałam chłopaka za miłego i pomocnego, a teraz znów był dla mnie niemiły. Oparłam się o zagłówek, wciąż trzymając przy sobie poduszkę. Spojrzałam na Tomlinsona. Był w samym ręczniku, którym był owinięty w pasie. Najwyraźniej przed zabraniem mi butelki brał prysznic. Wyglądał naprawdę seksownie. Z pewnością była to wina procentów, ale obudziło się we mnie ogromne pożądanie w jego kierunku. Chciałam go mieć, rozebrać, poczuć. Przygryzłam wargę, oplątując kosmyk swoich włosów wokół palca.
- Lou? - zapytałam uwodzicielsko. Chłopak odwrócił się w moją stronę. - Mógłbyś tu podejść?
Szatyn pokiwał głową i bez słowa do mnie przyszedł. Nie kwestionował również tego, dlaczego użyłam jego zdrobnienia. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w swoją stronę. Alkohol chyba dodawał mi siły, ponieważ wylądował na mnie. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Co ty robisz? - zapytał zdziwiony, próbował wstać, ale mu nie pozwoliłam. Miał współpracować ze mną i z moim planem. Ta noc miała być gorąca.
- Pragniesz mnie - wyszeptałam z uśmiechem, oplatując swoimi nogami jego biodra. 
Louis był nieco zdezorientowany. Spojrzał mi prosto w oczy i przybliżył swoją twarz do mojej. Po chwili mnie pocałował. Moje dłonie krążyły po jego torsie, nie mogąc nadziwić się jego umięśnieniem, a on powoli zdejmował ze mnie sukienkę. Wszystko szło w jednym kierunku. Obydwoje tego chcieliśmy. Jego usta były tak wilgotne i miłe, dużo lepsze niż te Harry'ego. Czułam się tak dobrze, jednak po głowie chodził mi obraz Stylesa. Co jeśli on się o tym dowie? Będzie zły. Przecież to on jako pierwszy z ich dwojga się ze mną całował, robił pierwsze kroki. A ja teraz tak po prostu się oddaję jego przyjacielowi. Chociaż czy była jakaś różnica z kim się całuję? Bo to było tylko całowanie, tak. Byłam bez sukienki, ale to przecież nie poszłoby dalej.. Poza tym Harry nie mógłby być na mnie zły. A jeśli nawet to by mi wybaczył. 
Obydwoje byli przecież niesamowicie przystojni, Louis taki miły, a Harry.. Harry mnie kochał. I choć dziś nie powiedział tego, ponieważ mu przerwałam, wiedziałam to, wiedziałam. Wiedziałam to całą swoją duszą, całym sercem. Nie mogłam mu tego zrobić, nie mogłam.
****************************************************
Rozdział trochę dłuższy niż zazwyczaj, ale to tylko i wyłącznie przez to, jak długo go nie dodawałam. Chociaż w sumie nie, nie tylko dlatego. Miałam na niego pomysł już od dłuższego czasu, jednak nie pisałam, ponieważ konkretnie nie wiedziałam jak zacząć. Mimo to, kolejny będzie jeszcze bardziej emocjonujący! (o ile ten za taki uznaliście haha) Swoją drogą proszę Was o głosy w dwóch sondach, które są po prawej - w jednej o głosowanie na Missed Call jako najlepszy blog miesiąca, a drugą, czy chciałbyś/aś drugą cześć Missed Call. Uważam, że ten rozdział jest udany i powinnam za niego dodać przynajmniej 15 komentarzy (chociaż fajnie by było tak jak kiedyś zrobiliście - prosiłam o 15 komentarzy, otrzymałam 25. zwłaszcza, że było wtedy mniej czytelników). Prooszę? :)