czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział dziesiąty

Nagle obudziłam się z bólem głowy, który towarzyszył zamroczeniu mojego umysłu i uczuciu, że zaraz zwrócę wszystkie swoje wnętrzności. Znów przegięłam z alkoholem i to było pewne, upiłam się do samej niepamięci. A obiecywałam sobie jeszcze niedawno, że tego nie zrobię.. Teraz już na pewno tego nie zrobię. Zresztą, nie mam ochoty myśleć. Mam mętlik. Na dodatek nie wiedziałam, jak się tu znalazłam. Ostatnim wydarzeniem, które zapamiętałam było ujrzenie Harry'ego z Jenny, resztę wypełniała pustka. 
Za oknem było cały czas ciemno, a na dole wciąż grała muzyka. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi, które zaraz potem się otworzyły. Pojawiła się w nich jakaś para. Obydwoje speszyli się na mój widok i prędko zamknęli drzwi. Parsknęłam śmiechem, który ostatecznie zamienił się w cichy i bolesny jęk. Nawet nie było mi przykro, że pokrzyżowałam im plany swoją obecnością. Czułam się do dupy i chyba nadal byłam nietrzeźwa.
Głośno ziewnęłam i założyłam szpilki, które podczas snu zsunęły się z moich stóp, a następnie spróbowałam wstać. O dziwo, udało mi się i trzymałam się w miarę stabilnie. Jednak nie było ze mną aż tak źle. Przeczesałam włosy, które zdążyły mi się poplątać, niczym słuchawki wyjęte z kieszeni. Czułam ogromną suchość w gardle, całkiem taką, jakbym nie miała niczego mokrego w ustach od kilku dni. Musiałam się czegoś napić jak najszybciej.
Chwiejnym krokiem skierowałam się na parter. Od razu trafiłam do kuchni, w której ktoś stale uzupełniał płyny w kubkach. Podziwiałam go, bo obsługiwanie takiej chmary ludzi było nie lada wyczynem. Sięgnęłam po jeden z drinków i wypiłam go w całości prawie od razu. Efekt zauważyłam natychmiastowo, a wszelkie dolegliwości jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ustąpiły. Bylebym znów nie przesadziła. Na zegarku dojrzałam, że jest już po pierwszej, a więc spałam niecałe cztery godziny. Czas chyba było wrócić do świata żywych.
Powoli przeszłam do tłocznego salonu, gdzie mieściła się cała zabawa. Zauważyłam, że gdzieś w środku całego tłumu była jakaś dziura. Spróbowałam się tam przepchać i w tym momencie dojrzałam pustą butelkę po wódce i krąg moich "ulubionych" znajomych, włącznie z Harrym i Ashtonem, który zjawił się tu nie wiadomo kiedy. Nie pytając już po co. Przygryzłam wargę i spróbowałam usiąść pomiędzy nimi. Niestety, nie miałam pełnej zdolności ruchowej, a więc przypadkowo upadłam na rudzielca, siedzącego obok blondyna.. To chyba on mnie tu przywiózł, ale cholera, jak miał na imię?
- Mogę się dołączyć? - zapytałam, zalotnie uśmiechając się do chłopaka. Pocałowałam go również w policzek. Nie myślałam trzeźwo, ani nie miałam też nic do stracenia. Byłam wolna niczym ptak. Mogłam robić wszystko, co mi się tylko podobało.
- Tak - odpowiedział, odwzajemniając mój uśmiech. Poprawiłam się na swoim miejscu i ułożyłam nogi w taki sposób, aby nikt nie zobaczył mojej bielizny.
Spojrzałam na Harry'ego, który siedział niedaleko mnie. Wpatrywał się we mnie z powagą, ciekawiło mnie dlaczego. Przecież nic mu nie zrobiłam. Jedynie on mi, bo pewnie się już zdążył przespać z tą blond suką. Rozejrzałam się na ludzi obok, butelka była właśnie w posiadaniu Jenny, która jednym, energicznym ruchem ręki, wprawiła ją w ruch. Ziewnęłam cicho, wpatrując się z przejęciem w na nowo kręcącą się flaszkę. Zatoczyła kilka okrążeń, aż zatrzymała się akurat przede mną. No ładnie, jak zawsze to ja musiałam iść na pierwszy ogień.
- Prawda czy wyzwanie? - zapytała Jennifer. Spojrzałam na nią, mrużąc oczy. Uśmiechnęłam się złośliwie, wiedząc, że nie spodziewa się takiej odpowiedzi, jaką otrzyma. Zwłaszcza w towarzystwie Harry'ego, którego uważała za mojego byłego. 
- Oczywiście, że wyzwanie. Lubię wyzwania.
- Och, spodziewałam się - skłamała z udawaną uprzejmością. Widziałam jej złość. - W takim razie, skoro jesteś taka odważna, twoim wyzwaniem będzie.. Hmm, niech pomyślę. O, już wiem. Użyj swoich ślicznych, bielutkich ząbków i rozepnij nimi Ashtonowi rozporek - oznajmiła, szeroko uśmiechając się w moją stronę z ironią. Czyżby chciała zezłościć tym Stylesa? Nieładnie, nieładnie 
- Spoko - odparłam i wzruszyłam przy tym ramionami.
Spojrzałam na Harry'ego. W jego oczach malowała się.. niepewność, może nawet strach? Pewnie nie wierzył w moje możliwości. To tylko zmotywowało mnie do tego, aby faktycznie to zrobić i mu pokazać, że jest inaczej. 
Odwróciłam wzrok i podpełzłam na czworakach w stronę blondyna. Milczał, jednak w jego oczach z kolei malowała się ekscytacja. Wiedział, że wywoła w Stylesie złość i o to dokładnie mu chodziło, identycznie jak mi. Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. Idealna zemsta.
Położyłam dłoń na jego kroczu i zniżyłam się do tego stopnia, że dotykałam biustem jego kolan. Rozległy się wokół chichoty, jednak nikt nic nie mówił. Palcami przytrzymałam nieco krawędź spodni blondyna, po czym zębami złapałam za suwak i pociągnęłam go w dół. W połowie drogi na dół, zaciął się. Rozległy się różne okrzyki, których do końca nie rozumiałam. Krzyczał każdy oprócz Harry'ego. Pewniejszym ruchem znów pociągnęłam na dół, jednak tym razem rozporek otworzył się w całości i ukazał mi ciemny kolor bokserek Ashtona. Przygryzłam wargę i odsunęłam się od chłopaka. Z wrednym uśmieszkiem, przechyliłam głowę na bok.
- I jak? - zapytałam, trzepocząc rzęsami w stronę Jenny. Teraz już nie była zła, była wściekła. Miała zaciśnięte wargi, a rękoma silnie trzymała nadgarstek jednej ze swoich przyjaciółek. Bodajże wbijała w niego jeszcze swoje pazury. Biedna dziewczyna. 
- Wow, też bym chciał! - zawołał jeden z chłopaków na lewo. Nie zdążyłam niestety zarejestrować który. Może bym dała powtórkę z rozrywki? To mogłoby być całkiem ciekawe.
- Pójdę się napić - odezwał się inny głos, ten głos. Spojrzałam na Stylesa, który własnie się podnosił. Nie był wściekły, ani nawet zły, był.. Smutny? Miał dość dziwny wyraz twarzy, więc nie mogłam być pewna tego, co myśli, co czuje. Pokręciłam głową w niedowierzaniu. Myślałam, że trudniej na niego wpłynąć, że trudniej się poddaje. A teraz się właśnie poddał i wyszedł do kuchni.
- Ty.. To - zaczęła Jennifer warkliwie, zwracając moją uwagę tylko i wyłącznie na siebie. Wpatrywała się we mnie tym swoim zimnym wzrokiem prosto we mnie tak, jakbym jej coś zrobiła. Byłam prawie pewna tego, że zaraz wstanie i mnie uderzy. Jednak tego nie zrobiła, a dokończyła: - To właśnie udowodniło, jaka z ciebie zdzira!
Zamrugałam oczami, nieco zdziwiona tym określeniem. Nie wiedziałam, dlaczego zostałam tak nazwana. Chyba inni też nie, bo wśród naszego towarzystwa skończyły się komentarze, a zamiast nich zapadła kompletna cisza. Poczułam się chyba głupio. Myślałam, że to wszystko to tylko zabawa. Znaczy nie zabawa, bo chciałam się zemścić na Harrym, ale.. Głośno westchnęłam. Wiedziałam, że mój tok rozumowania szedł w złym kierunku. Tylko Jenny to tak odebrała. Ona i tylko ona. Nie, ona też tego tak nie odebrała. Ona chciała się zemścić na mnie za coś, jednak za co, nie wiedziałam. Może za reakcję Harry'ego? Nie, raczej nie. Przecież przy dawaniu mi zadania, Styles zachowywał się normalnie. A może to jeszcze wtedy nie była zemsta?
Niepewnie wstałam. Nie trzymałam się już tak dobrze na nogach jak wcześniej. Byłam zdecydowana, aby odejść od towarzystwa. Potrzebowałam chwili samotności.
- Pójdę zobaczyć co u Harry'ego - wymamrotałam pośpiesznie, nawet nie zastanawiając się nad tym co mówię. Nie zamierzałam się w ogóle z nim spotkać, to była pierwsza lepsza wymówka, która okazała się być dobra. Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
Chwiejnie udałam się w kierunku wyjścia. Chciałam być sama. I nawet już nie przez chwilę, a przez dłuższy czas. Nie wiedziałam, gdzie powinnam iść. Do parku? Było trochę za zimno. Do dormitorium? Wolałabym nie - nie wiadomo, kogo mogła tam w najbliższych godzinach przyprowadzić Jennifer. A może powinnam zostać? To chyba też nie wchodziło w grę. Nie wiedziałam co zrobić. Przystanęłam pod jedną ze ścian i oparłam się o nią.
Alkohol miał do siebie to, że wzmacniał nasze emocje - wcześniej byłam szczęśliwa, a więc dzięki drinkom byłam rozluźniona i rozbawiona; teraz byłam przybita i z tego wszystkiego chciało mi się płakać. Nie powinnam przecież, nie stało się nic złego. Nazwanie kogoś dziwką to nic złego. Powinno to po mnie spłynąć.. Ale nie spłynęło. 
Kogo oszukiwałam? Chyba tylko siebie. Wszyscy widzieli, że nadal jestem dawną Elizabeth. Znaczy jej nie znali, ale ją widzieli. Teraz, właśnie teraz. Taką bezradną i wrażliwą. Chciałam być twarda, odważna, pewna siebie.. Niestety, nie udało się. Nie jestem taka i nigdy nie będę. 
Łzy popłynęły mi po policzkach, schowałam w końcu twarz w dłoniach. Zaczęłam głośno zawodzić płaczem, jednak nikt tego nie zauważył. Głośna muzyka zagłuszała marny odgłos, jaki wydawałam, a przez to, ludzie zajęci tańczeniem, piciem i rozmowami, nie zwracali na mnie uwagi. Z jednej strony chciałam, żeby mi dali spokój, jednak z drugiej strony.. Naprawdę potrzebowałam kogoś, kto objąłby mnie swoimi ramionami i przytulił, powiedział, że będzie dobrze, że nic już złego mnie nie spotka.. Wiedziałam, że to było tylko marzenie, a marzenia się nie spełniają, a ja.. Ja pragnęłam tego z całego serca - spokoju, miłości, poczucia bezpieczeństwa..
W chwili, w której zaczęłam powoli opuszczać się w dół po ścianie, poczułam jak czyjeś silne ramię mnie nagle obejmuje i nie pozwala opadać coraz niżej. Przylgnęłam do niego niepewnie, jednak już po kilku sekundach, moje ciało złączyło się z jego ciałem, a ja mocno wtulałam się w jego tors. Podejrzewałam, kto to był. Bo przecież to zawsze ta jedna osoba. Chyba już nie byłam na niego zła, cieszyłam się, że tu jest, że mnie przytula i nie pozwala mi się rozpaść na kawałki. Byłam mu wdzięczna i nawet gotowa w tej chwili zapomnieć o wszelkich troskach, jakich przeżyłam u jego boku. Liczyło się tu i teraz i..
I w tej chwili podniosłam wzrok. I ku mojemu rozczarowaniu, nie ujrzałam twarzy Harry'ego. To nie był on. To był.. Ashton. Patrzył na mnie troskliwym wzrokiem, jednak nie pełnym miłości.. Zresztą jakiej miłości? Znałam go od kilkunastu godzin, tu nawet nie było mowy o przyjaźni. Nawet nie chciałam jego miłości. Ja.. Ja chciałam nie tylko miłości kogo innego, ale i obecności. To nie powinien być Ashton, to powinien być Harry. Zagryzłam mocno wargę i wtuliłam się w ramię blondyna. Zacisnęłam oczy i na nowo zaczęłam płakać, chyba nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Chciałam na siłę sobie wyobrazić, że przytula mnie wysoki szatyn, z kręconymi włosami, jednak.. Nie potrafiłam. Rzeczywistość mnie przytłaczała zbyt bardzo, abym mogła choć na chwilę o niej zapomnieć.

Od autorki: Za bardzo nie wiem, jak zacząć. Może.. Tęskniłam za Wami, strasznie! Brakowało mi Waszej obecności - nie tylko na blogu, wattpadzie, ale i na twitterze, gdzie stale śledzę wpisy z "Missed Call" w środku. Na dodatek tęskniłam za pisaniem, za przelewaniem słów na ekran, prosto z głowy, w wymarzony świat. To wszystko, wraz z moją rozmową z pewną osobą, skumulowało się do tego stopnia, że postanowiłam wrócić. Potrzebowałam tej przerwy, a teraz jestem i zamierzam doprowadzić to opowiadanie do samego końca, już bez żadnych pożegnań. Ach, no i chciałabym Wam znów podziękować. Tym razem za to, że wciąż tu jesteście - minęły trzy miesiące, podczas których wierzyliście w mój powrót, a Was wcale nie ubyło. Dziękuję Wam serdecznie za to i nawet nie wyobrażacie sobie, jakim prezentem gwiazdkowym dla mnie jest to, że mogę dodać ten rozdział dla tylu ludzi, którym podoba się to, co tutaj piszę. Nigdy nie wyobrażałam sobie nawet, że tyle ludzi się tu zgromadzi. Może i w porównaniu do innych opowiadań jest Was mało (do innych jeszcze jest Was baaardzo dużo), ale dla mnie to jest zupełnie wystarczająco, a nawet i więcej (żeby nie powiedzieć za dużo!) niż mogłam się spodziewać kiedykolwiek. Cieszę się z każdego czytelnika i chcę Wam życzyć szczęśliwych i pogodnych chwil w ostatnich momentach 2014 roku. ACH, NO I KOCHAM WAS CHOLERNIE MOCNO. NIE ZAPOMNIJCIE O TYM. <3