sobota, 31 maja 2014

Rozdział trzydziesty

Kiedy stanęłam w miejscu, zaraz przed czarnym samochodem, szyba od strony kierowcy zaczęła opuszczać się na dół, ukazując moim oczom twarz Nialla. W kącikach jego ust jawił się entuzjastyczny uśmieszek, przez co wydawało mi się, że cieszył się z końca mojej znajomości z Harrym. Chociaż nie, nie wydawało mi się - tak po prostu było. W końcu się nie lubili.
- Wsiadaj - rzucił krótko, przeczesując włosy. 
Posłusznie wsiadłam na przednie miejsce pasażera, gdy blondyn odpalił silnik pojazdu. Spojrzał na mnie i zaczął szukać czegoś w schowku. Po chwili wyciągnął mój telefon i wręczył mi go. Byłam zaszokowana tym prezentem, ponieważ nie wiedziałam skąd mój brat mógł go mieć. Przecież zostawiłam go w samochodzie Tomlinsona. 
- Jak go..
- Nie pytaj - zaśmiał się dziewiętnastolatek, kręcąc głową. 
Jedynie kiwnęłam ze zrozumieniem głową i zamknęłam oczy. Czułam, że nareszcie ruszyliśmy. Powoli ogarniał mnie sen, nie spałam w końcu już drugi dzień. Z jednej strony rwała mnie tęsknota do Harry'ego, lecz z drugiej byłam wypełniona przez spokój i pogodę ducha. Nareszcie czułam się wolna i odprężona, nic mi nie groziło. W końcu wracałam do domu. Była już druga połowa sierpnia, a więc już niedługo miałam udać się na upragnione studia. Miałam szansę rozpocząć nowy, lepszy rozdział w swoim życiu.
Ta letnia przygoda dała mi dużo, nauczyła mnie żyć pełnią życia, według własnych przekonań, a nie tak, jak zapragną tego moi rodzice. Czy chciałabym przeżyć ją jeszcze raz? Nie wiedziałam. Istniało sporo argumentów za i przeciw, jednak nie mogłam się zdecydować. Przeżyłam wiele rzeczy wspaniałych, które będę wspominała do końca życia, lecz i takie, które wciąż na każde wspomnienie mrożą mi krew w żyłach - tak wiele razy otarłam się przecież o śmierć. Zastanawiałam się, czy Niall dowiedział się chociaż o połowie tych wydarzeń, bo znając Harry'ego i jego skrytą duszę, bo nie był on chętny do zbytniego rozwijania jakiegokolwiek tematu, musiał zrelacjonować to wszystko mojemu bratu zaledwie w kilku zdaniach. Ciekawiło mnie również to, jak mój brat wytłumaczył rodzicom moją ucieczkę. Musieli się martwić. Za pewne po powrocie do rodzinnego domu będę zasypana setkami pytań, a może i mnóstwem zakazów. Chociaż nie wiem czy to dobre słowo, w końcu miałam już 18 lat, byłam już pełnoletnia i mogłam sama decydować o swoim życiu. 
Przez te wszystkie rozmyślania w końcu zapadłam w naprawdę głęboki sen, ponieważ po kilku godzinach, kiedy dotarliśmy już do Bostonu, Niall miał ogromne trudności z obudzeniem mnie. Jednak nareszcie otworzyłam oczy, a wtedy zobaczyłam moje ulubione miejsce na ziemi, będące moim miejscem zamieszkania. Wtedy moje serce wypełniło całkowite szczęście, które oznaczało koniec nadzwyczajnych problemów i powrót do normalnego życia, którego od tak dawna pragnęłam.
****************************************************
Ostatni rozdział, bardzo krótki, jednak celowo, bowiem to swego rodzaju epilog. Po ostatnim rozdziale spotkałam się z Waszymi narzekaniami na to, jak opowiadanie stało się nudne. Myślę, że to głównie wina tego, że chciałam na siłę dociągnąć do tych 30 rozdziałów i tak rozkładałam akcję. Jednak obiecuję, że już to się nie powtórzy, a już w wakacje ruszy, uwaga, uwaga.. DRUGA CZĘŚĆ OPOWIADANIA! Będzie pisana oczywiście na tym blogu, a już niedługo powstanie krótki opis fabuły, dlatego czekajcie cierpliwie - obiecuję wiele akcji! Chciałabym również prosić zainteresowanych drugą częścią o zostawianie swoich username z twittera, ponieważ będę czyściła listę z informowanymi!

wtorek, 27 maja 2014

Rozdział dwudziesty dziewiąty

Z przerażeniem wpatrywałam się w przednią szybę sportowego samochodu, za którą siedział on - Harry. Rwały mną miliony uczuć, nie wiedziałam co zrobić - uciekać, czy może zostać? Zastanawiałam się skąd wiedział, że tu jestem. Byłam zdezorientowana i oszołomiona. Czułam wstyd. Nie wiedziałam, czy informować go o zdarzeniach poprzedniej nocy, czy jednak nie. Nerwowo zacisnęłam palce na materiale sukienki, ciągle spoglądając w chłopaka. Zdecydowanie, on również był zaskoczony na mój widok. Raz po raz jego oczy mrugały, a na czole pojawiły się lekkie zmarszczki, symbolizujące głębokie zastanowienie. Po chwili Styles nacisnął na klamkę samochodu i wyszedł na zewnątrz. Podszedł do mnie i głośno odchrząknął. Był równie zdenerwowany niczym ja. Wypuściłam z siebie ciche westchnienie, czułam się tak jakbym dosłownie za chwilę miała iść na stracenie.
- Dlaczego uciekłaś? - zapytał sztywno. Nie wierzyłam, że tylko na tyle go stać.
- Pytasz zupełnie tak, jakbyś nie wiedział. - Założyłam rękę na rękę i przekrzywiłam głowę na bok, patrząc gdzieś w dal za chłopakiem. Bałam spojrzeć się mu w oczy, od razu poznałby, że mam coś na sumieniu.
- Nieważne. - Chłopak pokręcił głową i poszedł w stronę samochodu. - Wsiadaj, wracamy.
- Nie chcę z tobą wracać po tym wszystkim - powiedziałam, po czym gniewnie dodałam - rozumiesz?
- Raczej nie masz nic do gadania w tej sprawie. Mówię po raz ostatni, wsiadaj.
- Bo co, bo znowu zaczniesz mnie obmacywać?!
Nastała nerwowa cisza. Harry gniewnie zacisnął palce na klamce od drzwi pojazdu, lustrując mnie wzrokiem. Przełknęłam szybko ślinę, zdając sobie sprawę z tego, że ostatni raz Styles patrzył na mnie w ten sposób naprawdę długi czas temu, bo jeszcze w jego starym domu. Musiał być naprawdę zły, jednak nie miałam pojęcia czy na siebie, czy może na mnie.
- Jak widać, ty wolisz być obmacywana przez moich przyjaciół - wycedził pod nosem, jednak na tyle głośno, abym mogła to usłyszeć. Zamrugałam kilka razy, słysząc to. Kompletnie nie wiedziałam skąd miał takie podejrzenia. Przecież on nie mógł wiedzieć nic o tym, co się wydarzyło w hotelu.
Styles otworzył drzwi, po czym wsiadł do środka. Usłyszałam dźwięk odpalanego silnika. Zaczęłam powoli stawiać kroki do tyłu, kiedy zobaczyłam, że szatyn jest już gotowy do odjazdu. Nie wiedziałam, czy mam jeszcze szansę wsiąść do środka, czy może odejść raz na zawsze. Dzisiejszy dzień był pełen tak wielu pytań, na które nie potrafiłam odpowiedzieć. Stanęłam. Przygryzłam mocno wargę i zacisnęłam oczy. Nie wiedziałam co zrobić. W duchu modliłam się, aby to wszystko było tylko głupim snem. Nagle usłyszałam dźwięk odsuwanej szyby i ten głos. 
- Wsiadasz, czy może mam cię rozjechać?
Wypuściłam głośno z siebie powietrze i odważyłam się otworzyć oczy. Wszystko wokół okazało się być takie same - budynki, samochody, stojące na parkingu, kwiaciarka, sprzedająca róże na chodniku, a także Harry, który siedział w aucie z miną mordercy - i to wszystko, okazywało się być prawdziwe. Na dodatek dopiero teraz zorientowałam się, że mnóstwo kierowców trąbi na nas, ponieważ obydwoje znajdujemy się na samym środku ulicy i blokujemy przejazd.
Wsiadłam prędko do samochodu i zapięłam pasy. Styles nawet nie raczył na mnie spojrzeć, pisał sms-a. Zdjęłam klamrę z włosów i wygodnie ułożyłam głowę na siedzeniu. Wreszcie ruszyliśmy. Kiedy tylko zamknęłam oczy, aby podarować im choć minutę odprężenia, usłyszałam głośną muzykę. Harry znów słuchał rapu. Natychmiastowo powróciłam do stanu trzeźwości i spojrzałam z wyrzutem na chłopaka.
- Mógłbyś przyciszyć?
- Jeśli ci się nie podoba to po prostu wysiądź.
- Cholera jasna. - Nerwy mi już puściły. - Czy mógłbyś być dla mnie miły chociaż przez minutę?
- Nie wiem czy już to zauważyłaś moja droga Elizabeth - oznajmił z widocznym bólem w głosie szatyn i chwilowo spoglądając na mnie, posłał mi sarkastyczny uśmiech - ale mój ostatni seans dobroci dla ciebie zakończył się moim, że tak ładnie powiem, upodleniem. 
- Ale ja.. 
- Nie mów już nic, zawiozę cię do Nialla, a potem zwyczajnie o tobie zapomnę, jak o wszystkich innych pannach w moim życiu.
- Sam mówiłeś, że nie jestem jak one - wyszeptałam, czując, że w mojej krtani zbiera się to nieprzyjemne coś, które oznajmiało, że jestem bliska płaczu. Niby nie było o nic, a jednak wiedziałam, że prędzej czy później to nastąpi.
- Myliłem się, Elizabeth.
- Nie, Harry, nie! Nie myliłeś się! - Początkowo krzyczałam, jednak z każdym następnym słowem mój głos załamywał się coraz bardziej. To było nieuniknione. 
Pierwsze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Akurat w tej chwili, samochód się zatrzymał. Dopóki nie wyjrzałam za okno, miałam nadzieję na to, że Styles zgodzi się, abym została i mu wszystko wytłumaczyła. Niestety, rzeczywistość okazała się być brutalna. Staliśmy na parkingu na jakiejś rozpadającej się stacji benzynowej, która wyglądała tak, jakby została opuszczona już jakieś dwadzieścia lat temu. Rozejrzałam się w miarę możliwości i zauważyłam, że niedaleko nas stał dobrze mi znajomy samochód, który należał do.. mojego brata.
- Wysiadaj, Horan jest w środku - oznajmił oschle Harry, rzucając na mnie okiem i opierając przy tym rękę na kierownicy. Wciąż nie zgasił silnika. - Zawiezie cię do twojego domu do Bostonu. 
- Harry.. Ale po tym wszystkim?
- Nie było żadnego pierdolonego wszystkiego, wysiadaj! - krzyknął Harry, a ja zadrżałam. Pokiwałam niepewnie głową, a łzy ponownie zaczęły mi lecieć. To było pewne, Styles mnie już nie chciał. Nawaliłam.
Nacisnęłam klamkę i wysiadłam na zewnątrz. Spojrzałam na samochód i na chłopaka w nim, który nawet na mnie nie spojrzał. Jedynie ruszył z miejsca i odjechał. Westchnęłam teatralnie, po czym udałam się w stronę czarnego pojazdu.
****************************************************
To prawie najkrótszy rozdział ze wszystkich, wiem. Nie chciałam tu upychać nic więcej. Swoją drogą to mi się nawet on podoba, znów pisałam go z tą lekkością co kiedyś. Dlatego jeśli pokażecie, że Was jest tu sporo to rozdział 30, czyli już ostatni, pojawi się jeszcze w tym tygodniu. :)

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział dwudziesty ósmy

Harry. Harry. Harry. Głosik w mojej głowie, powtarzał niczym mantrę, tylko to jedno, jedyne imię. Nie mogłam się na niczym innym skupić. W myślach miałam tylko te znajome, zielone oczy, z których teraz bił nieoczekiwany smutek. Czułam się tak, jakbym popełniła największą zbrodnię świata. Nawet pocałunki Tomlinsona przestały dawać mi rozkosz, a zaczynały być nieprzyjemne i palące. W mojej głowie w ciągu tak krótkiej chwili działo się tak wiele. Ogromne poczucie winy rozrywało zarówno mój umysł, jak i serce.
Poczułam dłonie na moich plecach, które nieporadnie próbowały rozpiąć zapięcie mojego biustonosza. Nie mogłam na to pozwolić. To był idealny moment na to, aby przestać i skończyć ten cyrk. Umiejscowiłam dłonie na torsie Louisa i otworzyłam oczy. Kiedy on zajmował się składaniem pocałunków na mojej szyi, ja czułam obrzydzenie - zarówno do niego, jak i do siebie. Pewnie odepchnęłam od siebie ciało szatyna. Był zaskoczony. Natychmiastowo usiadłam i złapałam swoją sukienkę, szybko ją na siebie nakładając i zapominając całkowicie o tylnym zamku. Chciałam jak najszybciej stąd uciec.
- Cholera, Liz. Co ci się stało? Było przecież tak pięknie - powiedział zdezorientowanym tonem Tomlinson, podczas gdy szukałam swoich butów po całym pokoju. - Myślałem, że tego chcesz.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Był zawiedziony, jednak nie zraniony. Zależało mu tylko i wyłącznie na seksie. Byłam dumna z siebie, że ta sytuacja nie zaszła za daleko.
- Upiłam się za bardzo i świat mi trochę zawirował, a teraz zamierzam wrócić do domu - powiedziałam na jednym wdechu, próbując jak najszybciej wywinąć się z tej niekomfortowej sytuacji. - Przepraszam - dodałam prędko, po czym zrezygnowana, wyszłam z pokoju na boso. 
Pobiegłam od razu do windy i wcisnęłam w niej guzik, dzięki któremu mogłam dostać się na parter. Następnie już tylko opuściłam wzrok, aby nikt wsiadający nie mógł ujrzeć łez, które cisnęły się do moich oczu. Wydawało się, że podczas krótkiej rozmowy z szatynem całkowicie wyparował ze mnie alkohol, przez co czułam się jeszcze gorzej. Na dodatek byłam już tylko sama ze sobą i swoimi myślami, które trudno było mi poskładać. Nie wiedziałam co mnie opętało, aby upić się do tego stopnia, a potem.. Potem zachować się jak zwykła, pierwsza lepsza dziwka. Zawiodłam się na sobie, ponieważ jeszcze kilka miesięcy temu nie dałabym zaciągnąć się do klubu, a co dopiero do łóżka.
Drzwi windy się otworzyły, a ja wyszłam do recepcji. Stało w niej jedynie kilka osób, lecz każda z nich od razu zwróciła na mnie uwagę - zwłaszcza na moje bose stopy. Poczułam się głupio, dlatego próbowałam przejść jak najszybciej długie pomieszczenie i wydostać się z budynku. 
Na zewnątrz na szczęście nie było nikogo, ponieważ słońce dopiero co wychodziło zza horyzontu i logiczne było to, że każdy spał w ciepłych łóżkach w swoich domach. Ja oczywiście byłam ich przeciwieństwie - szłam bez celu w bliżej nieokreślonym kierunku, ponieważ nie znałam miasta. Bezładnie spięłam swoje włosy klamrą, którą musiałam przypadkowo zabrać z pokoju. Byłam zrozpaczona. Nie dość, że praktycznie zdradziłam to na dodatek byłam zgubiona. Tylko cud mógł mnie uratować. 
*Harry's POV*
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Nie miałem siły otwierać oczu, lecz stan, w którym się znajdowałem zmuszał mnie do podniesienia się z łóżka i wzięcia czegoś, co może mi się uporać z dolegliwościami. Przetarłem oczy i usiadłem. Przede mną, na stoliku, leżały przewrócone i w pełni puste butelki po alkoholu. Wczoraj wypiłem zdecydowanie zbyt dużo. 
Wstałem i udałem się do kuchni. Moje kroki były krótkie i niepewne, starałem się nie potknąć. Nalałem wody do szklanki i wziąłem pierwszą lepszą tabletkę na ból głowy z apteczki. Po zażyciu leku włożyłem naczynie do zlewu i oparłem się o blat. Zauważyłem, że słońce dopiero wschodziło, a więc musiało być naprawdę wcześnie. Potwierdził to fakt, że na zegarku widniała dopiero 4:21. Liz z pewnością już spała. Chociaż.. Nie byłem pewien, wczoraj bardzo szybko urwał mi się film. 
Zacząłem powoli iść w stronę pokoju, w którym mam nadzieję, że przebywa blondynka. Lekko pchnąłem drzwi, a przede mną ukazało się jedynie puste łóżko. Rozejrzałem się dokładnie po reszcie pokoju, jednak i tam nikogo nie było. Zrobiło mi się gorąco z nerwów, Liz nie mogła uciec. Nie mogła, to groziłoby za dużym niebezpieczeństwem. Zacząłem biegać po całym domu w poszukiwaniu dziewczyny, lecz bezcelowo. Nie było jej, a ja przez swoje pijaństwo nie miałem nawet pojęcia, gdzie może być. 
Uderzyłem mocno otwartą dłonią w ścianę, a głuchy odgłos rozszedł się po domu. W tej samej chwili usłyszałem znajomy sygnał, dzwoniącego telefonu. Od razu do niego dopadłem, mając nadzieję, że to Elizabeth. Jednak się przeliczyłem. To był tylko Tomlinson. Ciekawe czego znowu ode mnie chciał, zwłaszcza o tej godzinie. Miałem nadzieję, że to nic głupiego, ponieważ nie miałem nawet na to czasu.
- Witaj moje słoneczko - zaśmiał się kpiąco. Zacisnąłem zęby, próbując nie odszczeknąć się w dużo bardziej chamski sposób. - Jak tam u twojej panienki?
- Daj mi spokój, Tomlinson - warknąłem do telefonu, idąc do przedpokoju, ponieważ zamierzałem poszukać dziewczyny na zewnątrz. - Nie mam czasu na pogadanki z tobą.
- Och, niech zgadnę. Zgubiła ci się?
- Mhm - mruknąłem, włączając tryb głośnomówiący w rozmowie i założyłem buty. - Nie wiedziałem, że aż tak dobrze myślisz.
- To miłe, że aż tak mnie cenisz, ale zwyczajnie znam fakty. 
- Co?! - prawie krzyknąłem do telefonu, od razu się prostując. - Co ty masz na myśli do cholery?!
- Ja? Wiele rzeczy.. - zaczął Louis, ciągle się podśmiewając. Miałem go dość. - Siedziała na ławce, była smutna.. Pocieszyłem ją po prostu - kontynuował, a we mnie wzbierała się krew. Z każdą chwilą miałem coraz większą ochotę, aby go uderzyć. - A potem..
- A potem co? - zapytałem oskarżycielsko, starając się, aby nie zgnieść swojego iPhone'a w dłoni. W końcu niedawno go kupiłem. 
- A potem zaszaleliśmy z butelką wódki i skończyliśmy w łóżku.
Zacisnąłem zęby i zebrała się we mnie niewypowiedziana złość. Po mojej głowie przemykały z prędkością światła wszystkie znajome mi przekleństwa. Nienawidziłem tego skurwiela. Nienawidziłem. Odkąd tylko pamiętałem, robił wszystko, aby utrudnić moje życie. A teraz? Teraz odbił mi moją dziewczynę. Udało mu się. Ze wściekłością rzuciłem telefon o podłogę tak, że usłyszałem dźwięk pękającego szkła. 
- ZAPIERDOLĘ CIĘ JAK CIĘ TYLKO SPOTKAM TY PIERDOLONA CIOTO! - wrzasnąłem prosto w stronę urządzenia, z furią kopiąc je w róg pomieszczenia. Jednak nie podziałało to, ponieważ z głośniczka wciąż słyszałem śmiech Tomlinsona.
- Przesadzasz misiaczku - skomentował z rozbawieniem sytuację - Zapraszam na przejażdżkę do Hampton - dodał na koniec, po czym zostawił mnie z irytującym sygnałem zakończonego połączenia.
Podniosłem telefon. Na szczęście ekran był tylko potłuczony, a obraz nie zniknął z ekranu. Włożyłem szybko urządzenie do kieszeni i pobiegłem do samochodu. Musiałem jechać do Hampton, bo z pewnością była tam Liz z tym popaprańcem. Najważniejsze było dla mnie zabranie jej stamtąd, dopiero potem zamierzałem zająć się Tomlinsonem. Wsiadłem do środka, po czym odjechałem z piskiem opon. Byłem na tyle wściekły, że nie zwracałem nawet uwagi na mijające mnie na ulicy auta. 
Już po dwudziestu minutach wjechałem na teren miasta. Poziom agresji we mnie, nieco się zmniejszył, a wzrósł.. Smutek? Jeszcze do niedawna nie spodziewałbym się, że mogę odczuwać coś takiego, na dodatek w takim stopniu. Teraz byłem niczym statek, który tonął w oceanie. Czułem wyrzuty wobec Liz, jak i wobec siebie. Z jednej strony zrobiła to, on jej dotknął. Znów. Jednak poprzednim razem z pewnością została zmuszona do tego. A teraz? Nie robił tego. Chociaż.. byłem pewien, że ten chuj celowo ją upił i nagadał jej niestworzonych rzeczy. To było całkowicie w jego stylu, taka taktyka - omamić i wykorzystać.
Rozglądałem się niczym szaleniec po ulicach. Wiedziałem, w jakim mieście znajdowała się dziewczyna, jednak gdzie zatrzymała się z tym frajerem, nie miałem pojęcia. Byłem bezradny, a na dodatek sam wystawiałem się na celownik swojego ojca, przed którym uciekałem. Nagle, ujrzałem przed swoim samochodem postać. Gwałtownie nacisnąłem na hamulec. Bałem się, że nie zdążę zahamować, jednak udało się - zaledwie kilka centymetrów przed niedoszłą ofiarą. 
Podniosłem wzrok znad bioder, jak zauważyłem, dziewczyny i oniemiałem. Przed moim autem stała wystraszona Elizabeth w czarnej, kusej i obcisłej sukience, która sprawiła, że mimo aktualnej sytuacji, poczułem, że.. coś w moich spodniach się poruszyło. 
****************************************************
Przepraszam za to, że rozdział pojawił się dopiero teraz, ale nie miałam, albo możliwości albo czasu do napisania go. Z pewnością będzie wiele błędów, ponieważ postarałam się dodać go jeszcze dziś przed nauką na jutrzejszy sprawdzian z chemii, więc był pisany na szybko. Postaram się go jutro lub pojutrze poprawić.