środa, 30 października 2013

Rozdział ósmy

Następnego dnia, kiedy mój brat już dawno był w pracy, postanowiłam zrobić małe porządki w swoim pokoju, który przez te kilka dni, kiedy w nim zamieszkiwałam, pokrył się totalnym chaosem, a wszystko w nim było porozrzucane po wszystkich kątach, a meble okryły się kurzem. Kiedy już powoli kończyłam układać ubrania do szafy, usłyszałam znajomy dźwięk mojego telefonu zwiastujący to, że ktoś właśnie do mnie dzwoni. Oderwałam się do pracy, biorąc urządzenie z parapetu i przeciągnęłam pasek na wyświetlaczu, by odebrać, przystawiając sobie komórkę do ucha.
- Tak?
- Cześć Liz! - odezwał się wesoły głos Alison. 
- Och, to ty Ali. Hej, jak się masz?
- Nie wyobrażasz sobie nawet, jak bardzo jestem znudzona! Mam właśnie przerwę na lunch i totalnie nie mam co robić!
- I co w związku z tym?
- W związku z tym zadzwoniłam do ciebie. 
- Och, okej. Miło mi.
- Więc.. co u ciebie moja przyjaciółko? Bo jesteśmy przyjaciółkami, nie? Nawet najlepszymi - zaśmiała się dziewczyna, a ja zmarszczyłam brwi. Nie to, że coś, ale sposób w który wypowiadała każde słowo, brzmiał strasznie sztucznie. Całkiem tak, jakby był starannie wyuczony. Mój telefon zawibrował, lecz to zignorowałam.
- Tak, jesteśmy. A u mnie zupełnie nic ciekawego, właśnie skończyłam sprzątać swój pokój. Nie wyobrażasz sobie jak wyglądał jeszcze godzinę temu. Całkowity bajzel. A teraz wygląda całkiem przyzwoicie.
- Umm.. Dobrze, a ten.. Czekaj chwilę - powiedziała dziewczyna, pewnie przykładając głośnik telefonu do jakiejś tkaniny, bo jedyne co zdołałam słyszeć to tylko jakieś mamrotanie i szemranie. Po krótkiej chwili, dziewczyna ponownie wróciła na linię, kiedy mój telefon ponownie zabrzęczał - Już jestem, bo ee.. szef pytał mnie o.. ee.. O dostawę. Wiesz, ciastek, bo pracuję w kawiarni.
- No dobrze, rozumiem - powiedziałam, po czym mój telefon zawibrował. - Czekaj chwilkę - powiedziałam, kiedy mój telefon ponownie się poruszył. Spojrzałam na ekran swojego telefonu i zauważyłam powiadomienie, że mój brat próbuje się do mnie dodzwonić już od dłuższego czasu. - Alison, zadzwonię później, okej? Bo Niall się do mnie dobija.
- Co? Aa.. Serioo? Czyli wolisz brata od swojej przyjaciółki? - zapytała dziewczyna, udając obrażoną, na co zachichotałam.
- Nie, nie wolę, bo mój brat jest człowiekiem nie do zniesienia i chyba każda inna osoba byłaby od niego lepsza. Ale myślę, że skoro w ciągu kilku minut dzwonił do mnie kilka razy, musi być to coś poważnego.
- Nie myślę. To twój brat. Pewnie chce się zapytać jaką pastę do zębów chcesz.
- A wiesz, że to wcale nie jest taki zły powód, żeby dzwonił? Bo mam naprawdę surowe wymagania co do past do zębów - wybuchnęłam głośnym śmiechem, kiedy mój telefon ponownie zabrzęczał. Mojemu braciszkowi musiało naprawdę zależeć na dodzwonieniu się do mnie. - Żegnam panią.
- Elizabeeeeth, jak możesz mi to robić?
- Zwyczajnie - ponownie się zaśmiałam. - To cześć.
- Ale potem nie będę mieć czasu na rozmowę, a to tylko głupia pasta do zębów - powiedziała Ali, nieco nerwowym tonem. Ona celowo to przedłużała, czy tylko mi się wydawało?
- A co jeśli to nie pasta do zębów? - zapytałam, a mój telefon znów się poruszył. Spojrzałam ponownie na jego ekran. To była wiadomość. Odczytałam ją i uniosłam brwi. "Liz, z kim Ty do cholery gadasz? Odbierz i to już! To PILNE". - Umm.. Ali, muszę już naprawdę kończyć, bo dostałam smsa od Niallera, że to pilne. Zadzwonię jak wrócisz z pracy, do usłyszenia - powiedziałam, rozłączając się. W tym samym momencie, mój telefon ponownie zaczął dzwonić. Tym razem byłam pewna, że to Niall.
- Co się z tobą działo? Zresztą ugh, nieważne! Bierz telefon i się gdzieś schowaj - powiedział pośpiesznie chłopak, a w jego głosie wyczułam strach. Co to miało być? Dlaczego niby miałam się chować? Przecież była sama, zamknięta i bezpieczna. Nic mi nie groziło.
- Po co? - zapytałam zdezorientowana. - Co się dzieje?
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Chowaj się! - zawołał chłopak ponownie, a ja usłyszałam odgłosy obcasów jakichś butów na schodach. - To ty idziesz?
- Myślisz, że dzwoniłbym do ciebie, gdybym był w domu? BŁAGAM, CHOWAJ SIĘ, NATYCHMIAST LIZ! - krzyknął chłopak do telefonu, a ja ponownie słysząc czyjeś kroki, lecz już na piętrze, pośpiesznie wskoczyłam do garderoby, zamykając za sobą drzwi i chowając się wśród ubrań. 
Byłam totalnie przerażona. Co to miało być? Dlaczego miałam się schować? Kto chodził po naszym domu? Cicho westchnęłam, kiedy tym razem już usłyszałam otwierające się drzwi mojego pokoju. Zamarłam, kiedy usłyszałam szorstki i niski głos jakiegoś mężczyzny, nawołujący moje imię.
- Niall, boję się, tak bardzo się boję - wyszeptałam do telefonu, przymykając oczy, gdy nie wiadomo nawet dlaczego.. mój telefon się wyłączył. A co najgorsze, nie chciał już się włączyć. W tej chwili byłam już w kropce, kompletnie zdana tylko na siebie.
****************************************************
Jeśli chcecie to możecie nabić mnie na pal za to jak bardzo, krótki jest ten rozdział. Ale no cóż, gdybym nie skończyła go w tym momencie, wyszedłby naprawdę za długi (zapewniam Was, że potrafię pisać długie rozdziały lol). Co prawda zaczynał się nieco nudno, ale wynagrodziłam go wam końcówką. Ogółem to dopiero teraz jest i czekaliście wcale nie krótko, ale przez ostatni tydzień, nawet ponad, nie miałam czasu na pisanie i tak wyszło, że.. byłam zmuszona go napisać dziś w.. piętnaście minut. Dlatego jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale nie chciałam zwlekać ponownie. Mam nadzieję, że się podobało. x

środa, 23 października 2013

Rozdział siódmy

*Harry's POV*
Pływałem nago w krytym basenie, znajdującym się w jednej z moich luksusowych, prywatnych rezydencji, znajdującej się w środku lasu na obrzeżach miasta, gdzie nikt ani nic, nie mogło mnie odnaleźć. Uwielbiałem pływanie. Odprężało moje przeciążone nerwami komórki mózgowe i zmęczone ciągłymi treningami mięśnie, a chłodna woda ochładzała całe moje ciało, niesamowicie je orzeźwiając i dając mi więcej chęci do życia niż dotychczas. Podpłynąłem do jednej z krawędzi basenu, układając na jasnobeżowych płytkach swoje ramiona, a na nich w dość wygodnej pozycji, położyłem głowę.
Rozkoszując się chwilą spokoju, zamknąłem zmęczone oczy, dając im odpocząć choć na kilka sekund. Dzisiejszej nocy spałem nie dość że źle, to krótko. Ale to już chyba normalność w moim życiu. Było tak codziennie. A czas na odpoczynek zajmował zaledwie kilka procent mojego dnia. O ile w ogóle jakiś, bo były dni, kiedy spędzałem je w całości na pracy. Chociaż czym była moja praca? Ciągłym planowaniem bójek, przemycaniem narkotyków i pozbywaniem się zbędnych mi i całej reszcie gangu osób? Ale to właśnie obiecałem ojcu. Że będę kontynuował działalność, którą zaczął. Nie mogłem tego tak zostawić. Na pewno nie po tym jak widziałem scenę jego śmierci. A wszystko przez pieprzonego Horana. Nie wiem nawet jakim cudem jeszcze nikt go nie wykończył, bo z tego co się orientowałem, miał praktycznie z każdym gangiem z hrabstwa na pieńku.
W mojej głowie zaczęły pokazywać się pierwsze obrazy senne. Ja, mój ojciec, nasz płonący dom i mnóstwo ludzi, którzy do siebie strzelali.. Z trudem otworzyłem oczy, mrugając kilka razy, by przepędzić sen ze swoich powiek. W pewnej chwili zorientowałem się, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Potrząsnąłem głwą, próbując ponownie ożywić swój umysł i skupiłem swój wzrok na osobie stojącej przede mną. Już po samych butach, byłem w stanie zgadnąć, był to Ethan, jeden z moich tak zwanych sługusów. Byli tu albo dlatego, że nie mieli co robić w życiu, albo.. W sumie to nie wiem. Nie obchodziło mnie to. Ale wyraźnie te wszystkie sługusy się mnie bały, bo co tylko podnosiłem głos, trzęśli się ze strachu, próbując mnie uspokoić, bo nie ukrywając, byłem dość.. nerwowy i agresywny, więc za byle co każdy z nich mógł porządnie oberwać.
- Czego? - mruknąłem, spoglądając kątem oka na szatyna.
- Mam wieści na temat Horana.
- Niby jakie? No dawaj, może wreszcie któremuś z was uda się mnie zaskoczyć.
- Dowiedziałem się, że jego młodsza siostra jest w mieście.
- Co? - zapytałem, unosząc brwi w zdumieniu. - To on w ogóle ma jakieś rodzeństwo?
- Na to właśnie wychodzi. Jego siostra ma na imię Elizabeth. Ma 18 lat i przyjechała kilka dni temu do Horana na wakacje.
- Brzmi ciekawie. Chętnie bym się nią zajął. Coś więcej?
- Moglibyśmy ją przechwycić, jednak jest problem. Po ostatniej akcji Horan się ubezpieczył, a pod jego domem stoją samochody z całą jego obstawą. Wyraźnie się boi, że zainteresujemy się jego młodszą siostrzyczką. Poza tym nie mamy żadnych innych informacji.
- Aha? Możesz już sobie pójść - powiedziałem od niechcenia, machając ręką w stronę wyjścia i mając nadzieję, że go tym skutecznie przepędzę, co mi się oczywiście udało. Kochałem swoją władzę w tym domu. Byłem tu niczym król, który każdym mógł dyrygować.
Kiedy chłopak opuścił pomieszczenie, rozejrzałem się dookoła, aby upewnić się, że jakiś kolejny przybysz mi nie przeszkodzi, a następnie nabrałem powietrza do swoich płuc, powoli zanurzając się pod wodę..
*Liz's POV*
Przejęta siedziałam w salonie, czekając na powrót Nialla do środka. Byłam wściekła. Okłamał mnie. Powiedział, że ich nie zna, a teraz zachowywał się tak, jakby byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego to zrobił? Jeszcze niedawno myślałam, że nie mamy przed sobą żadnych tajemnic. Że mimo głupich sporów, jesteśmy dla siebie jak najlepsi przyjaciele. A teraz, całkiem przez przypadek dowiedziałam się, że tak nie jest. Głośno westchnęłam, słysząc odgłos otwieranych drzwi frontowych i kierując swój wzrok w tamtą stronę. Blondyn wyszedł zza ściany, opierając się o nią z założonymi na siebie rękoma.
- Więc? Powiesz mi wreszcie prawdę?
- Jaką prawdę? - zapytał głupio blondyn, próbując się wywinąć od odpowiedzi. Ale tym razem nie dało rady, aby tak się stało. Byłam zdeterminowana do tego, aby wreszcie odkryć skrywaną przede mną prawdę. Bo zgadywałam, że z tą sprawą wiązało się to, że zeszłej nocy Niall wrócił do domu w przerażającym stanie.
- Kto to był? I dlaczego mnie okłamałeś, że ich nie znasz?
- Nie wiem co cię tak to wszystko interesuje.
- Bo jesteś moim bratem? I należy mi się prawda?
- Ugh, okej - mruknął podnosem chłopak, podchodząc bliżej mnie i przewracając oczami. Kiedy usiadł na kanapie, kontynuował. - Masz rację, to moi kumple.
- Ale czemu akurat musiałeś kłamać?
- To przez nich moja twarz wygląda jak wygląda. Wtedy mi nie wierzyłaś, ale teraz masz żywy dowód. Przyjechali mnie przeprosić.
- Och, to dobrze - przytaknęłam, uśmiechając się, co mój brat wręcz natychmiastowo odwzajemnił. Cieszyłam się, że chociaż raz był ze mną szczery. To znaczy.. Wierzyłam mu. Chociaż nie powinnam, to jednak miałam jakieś do tego podstawy, bo w końcu sama stwierdziłam, że kumpluje się z tamtą bandą od samochodów. Chociaż co to przyjaciele, którzy okładają cię po twarzy? - Tylko skąd ta broń?
Niall ciężko przełknął ślinę, będąc nieco zdenerwowanym. Mogłam doskonale zobaczyć po jego mimice, że ciężko myśli nad odpowiedzią i tym, aby była najlepszą, jaka mogłaby tylko być.
- To miasto uhmm.. No wiesz, ostatnio dużo tu jest takich spraw.. No wiesz.. Jest tu tak trochę niebezpiecznie. Przezorny zawsze ubezpieczony czy coś.
- A co tu się niby dzieje? Macie jakąś mafię jak jacyś dilerzy z Meksyku, czy Rosji? - zażartowałam.
- Uhmm.. Nie.. Nie.. No co ty.
- A ty masz pistolet w domu? - zapytałam zaciekawiona, zakładając nogę na nogę. 
Blondyn przygryzł wargę, drapiąc się po policzku, a na jego twarzy ponownie pojawił się dokładnie taki sam wyraz, co kilka sekund temu.
- Tak? - zapytałam, upewniając się co do swojej racji, na co chłopak w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Uśmiechnęłam się szerzej.
- Nauczysz mnie strzelać?
- Co? - zapytał Niall, mrugając raz po raz oczami w niedowierzaniu. Cicho się zaśmiałam.
- Nauczysz mnie strzelać? 
- Serio? - chłopak uniósł brwi, ciągle będąc niesamowicie zdumionym moim pytaniem.
- Tak, serio - odpowiedziałam, powodując jego głośny wybuch śmiechu. Cicho westchnęłam. Myślałam, że chęć nauki strzelania nie było czymś dziwnym. Ale widocznie się myliłam. Chociaż.. dla mojego brata wszystko było dziwne. Bo on był dziwny.
****************************************************
Ten rozdział jest dużo, dużo lepszy od poprzedniego. I nawet mi się podoba. Poprawiałam go dosłownie na szybko, bo nie miałabym czasu go dodać aż do piątku, a że nie chciałam przedłużać to dodałam już dziś, więc jeśli widzicie jakieś błędy to mnie poinformujcie. mam nadzieję, że się podoba. Dzięki za komentarze. x

sobota, 19 października 2013

Rozdział szósty

Mimo dużej ilości snu, rano wstałam strasznie zmęczona. Nie miałam siły wstać z łóżka. Wszystko wokół mnie przytłaczało. A zwłaszcza słońce wpadające przez nieosłonięte niczym okna. Zdecydowanie potrzebowałam zakupu jakichś rolet czy chociaż zwykłych zasłon. Nakryłam się dosłownie w całości kołdrą, próbując się ukryć przed oślepiającym moje oczy blaskiem. W sumie ponowne pójście spać nie było złym pomysłem. W chwili, gdy dopiero co dobrze się umiejscowiłam na łóżku i zamknęłam oczy, usłyszałam mój telefon. Oczywiście dzwoniący. Z grymasem na twarzy wyciągnęłam rękę spod kołdry, na ślepo szukając na stoliku nocnym urządzenia. Przy okazji zrzuciłam wczoraj postawioną na nim butelkę wody. Jednak po kilkunastu sekundach poszukiwań, udało mi się go odnaleźć i wciągnęłam go do siebie pod kołdrę, od razu odbierając.
- Dzień dobry kochanie - usłyszałam ciepły głos Lucasa. Chyba ten poranek nie będzie aż tak bardzo tragiczny jak myślałam jeszcze przed kilkoma minutami.
- Och, hej.
- Jak się spało? Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
- Nie, nie. Wstałam niecałą godzinę temu. Spałam przyznam no.. dość dobrze, chociaż... Nie no, dobrze.
- Co chciałaś powiedzieć po chociaż, co?
- Nic, nic.. 
- Nie musisz przede mną niczego ukrywać. Powiedz, proszę - powiedział chłopak. Miło, lecz zarazem twardo. Byłam w kropce. Musiałam mu powiedzieć, choć część wydarzeń. Oczywiście najważniejsze zamierzałam zachować tylko dla siebie.
- Chociaż wczorajszej nocy zdarzyło się dużo rzeczy - grzecznie odpowiedziałam, mając nadzieję na to, że Lucas nie będzie kontynuował już tematu. Ale nie dało rady. Bo to przecież był on. Zawsze musiał być dociekliwy.
- Och, właśnie. Mało, co bym zapomniał. Byłaś wczoraj w klubie. Jak było? Opowiadaj!
- Zdecydowanie nie moje klimaty.
- I co, tylko tyle? Musi być coś więcej. Nikt cię nie chciał wyrwać mojej pięknej dziewczyny? - zaśmiał się chłopak, a ja przewróciłam oczami na jego komplement.
- Nikt.
- Nie wierzę.
- Nie musisz - odpowiedziałam, praktycznie w taki sposób, jakbym udawała zachowanie mojego brata z dzisiejszej nocy. 
- Ktoś musiał być - ciągle upierał się przy swoim chłopak. Zastanawiające było to, dlaczego mi nie wierzył. 
Postanowiłam wypełznąć spod swojej kołdry na świat. Przeciągnęłam się, wydając z siebie długie ziewnięcie. Usłyszałam jak Lucas się z tego śmieje. Prychnęłam, leniwie i powoli podnosząc się z łóżka. Stanęłam na podłodze, przecierając zaspane oczy i podchodząc do okna. Spojrzałam na ogród, a na następnie drogę, która mieściła się przy domu mojego brata. Ku mojemu zdziwieniu, zauważyłam na niej kilkanaście czarnych, terenowych samochodów z przyciemnionymi szybami. Co to miało być? I do kogo należały te pojazdy?
- Uhmm.. Wiesz co Luke - powiedziałam, używając zdrobnienia jego imienia, za którym nawet nie wiedziałam dlaczego nie przepadał - Zadzwonię później. Cześć - dodałam, po czym rozłączyłam się i rzuciłam telefon na łóżko.
Szybko zeszłam na dół, do kuchni gdzie spotkałam mojego brata. Wczorajsze obrażenia w świetle dziennym wyglądały jeszcze gorzej niż wcześniej. Przeczesałam swoje nieułożone blond włosy, dopiero teraz uświadamiając sobie, że byłam w samym t-shircie i szortach, w których spałam. Ale to nie był zbytni problem. Obydwoje byliśmy już od najmłodszych lat przystosowani do widoku siebie nawzajem, dopiero co po wstaniu z łóżka.
- Ermm.. Orientujesz się może, czemu pod domem stoi.. Czekaj.. - przerwałam wypowiedź, wyglądając za okno i licząc pojazdy. - Stoi jedenaście samochodów. Kogo one są?
- Uhmm.. Nie wiem, a co?
- To wygląda trochę jakby szykowali jakiś napad czy coś..
- Nie no, co ty. Jest okej. Pewnie tak po prostu tylko stoją. Albo to znajomi któregoś z naszych sąsiadów. Wiesz, ta dzisiejsza młodzież imprezuje nawet porankami. A ty? Skąd masz tą malinkę, co? - zapytał, pokazując na moją szyję, na której świecił piękny, czerwono-fioletowy ślad, którego wcześniej nie zauważyłam. Złapałam się w tym miejscu, przypominając sobie wszystkie wydarzenia z zeszłej nocy. - No? Skąd?
- Uhmm.. Chłopak, z którym wczoraj tańczyłam mi ją zrobił - wymamrotałam, a Niall zrobił swoją słynną minę, jakby chciał powiedzieć, że to przecież tak bardzo niemożliwe, z największą ironią, jaką w to można było tylko wsadzić. - Ugh, przestań się tak na mnie patrzeć.
- Niby jak? - zapytał chłopak, zakładając rękę na rękę i bezczelnie się uśmiechając, czego nienawidziłam. Zresztą nienawidziłam większości jego głupich zagrań.
- Idę na górę - powiedziałam szybko, wręcz wskakując na górę po schodach, prosto do mojego pokoju, zostawiając swojego brata samego na dole, tym samym zapobiegając kolejnym głupim tekstom z jego strony.
Tam wzięłam pierwsze lepsze rzeczy z niewypakowanej jeszcze do końca walizki, a następnie udałam się do łazienki na krótki prysznic, po którym doprowadziłam się do normalnego stanu. No prawie. Bo na pewno soczysta malinka na mojej szyi nie była dla mnie czymś codziennym. Wypróbowałam już wszystkiego, czego się tylko dało. Od pudrów po podkłady. Nic, ale to nic nie zdołało jej zakryć. Zrezygnowana, głośno westchnęłam, wychodząc z łazienki.
Złapałam z powrotem mój telefon i ponownie chcąc wybrać numer mojego chłopaka, podeszłam do okna. W pewnej chwili zauważyłam, mojego brata będącego na zewnątrz i rozmawiającego z kilkoma osobnikami mniej więcej w jego wieku, którzy stali przy tajemniczych samochodach. Zmarszczyłam brwi. Widziałam, że blondyn oglądał jakąś broń, udając że w kogoś celuje. Śmiał się z nimi. I to dość głośno, bo mimo zamkniętych okien, słyszałam śmiech każdego z nich. Po ich zachowaniu byłam pewna, że znają się nie od dziś. Zachowywali się całą gromadą jak najlepsi kumple. Byłam zdezorientowana. Nie wyglądali na miłych ludzi. Nie wiedziałam co mają wspólnego z moim bratem. W pewnym momencie jeden z nich odwrócił się w stronę mojego okna, pokazując na nie palcem. Wtedy właśnie zrozumiałam dlaczego nie powinno się tego robić. Kiedy Niall również się odwrócił w moim kierunku, zamiast się gdzieś schować wciąż jak głupia, gapiłam się na nich. Zauważyłam, że Niall wręcz zamarł, widząc mnie stojącą w oknie..
****************************************************
Starałam się zrobić z tym rozdziałem co się tylko dało, ale wydaje mi się, że nie za bardzo mi wyszło. W kolejnym dowiecie się co nieco o Harrym, bo jak poinformowałam jedną z czytelniczek na wattpadzie, rozdział siódmy zaczyna się z jego perspektywy. Co do długości rozdziałów, której temat jedna z moich kochanych czytelniczek poruszyła.. Nie jestem wybitną pisarką i nad dłuższym rozdziałem trudziłabym się nie tydzień, a miesiąc, lub nawet więcej. Dlatego dodaję krótkie rozdziały, a w miarę często (chyba, że złapie mnie jakiś dołek lub po prostu nie mam dostępu do laptopa). Swoją drogą to tak bardzo, bardzo, bardzo [...] Wam dziękuję za 6 komentarzy pod zeszłym rozdziałem i wow, nie wiem jakim cudem, ale dziś nagle przybyło na moim blogu 4 nowych obserwatorów za co również bardzo dziękuję oraz najważniejsze, dobicie do tysiąca wyświetleń! Gdy to zobaczyłam, po prostu aż nabrałam nowych chęci na pisanie, dlatego jeszczem bardzo, bardzo, bardzo [...] Wam za to wdzięczna :) Do napisania x

wtorek, 15 października 2013

Rozdział piąty

Chłodne powietrze uderzyło w moją rozgrzaną twarz, natychmiastowo doprowadzając mnie do stanu trzeźwości umysłowej. Ta noc, praktycznie w całości spędzona w samotności, była niewypałem. Miałam ochotę jak najszybciej wrócić do domu i mojego ciepłego łóżka, zapomnieć o zdarzeniach tej nocy. Mój powoli wracający do normalności spokój wewnętrzny, nagle przerwała Alison krzycząca na mnie i wymachująca przy tym rękoma w każdą stronę.
- Cholera jasna! Przecież mówiłam ci, że masz tu unikać facetów! A zwłaszcza Stylesa! Czy ty wyobrażasz sobie co on chciał z tobą zrobić?! I co by zrobił gdyby nie ja?! Zgwałciłby cię! Słyszysz?! Zgwałciłby! Powinnaś mi dziękować za to, że cię uratowałam!
Przetarłam oczy, ignorując ją, a następnie poprawiłam swoją sukienkę, która była zdjęta ze mnie siłą jeszcze kilkanaście minut temu. To nie była moja wina tylko jej. To ona mnie tu zabrała, więc nie powinna zganiać wszystkiego na mnie. Ale wolałam się nie odzywać. Nie chciałabym żeby mnie tu ponownie zostawiła, samą na pastwę losu, bo ten zboczeniec pewnie ciągle siedział w środku. Kiedy zamówiona przez Alison taksówka podjechała pod klub, leniwie do niej wsiadłam. Droga trwała zaskakująco krótko dzięki mojej niezbyt długie drzemce. I choć po niej czułam się jak zombie, było to lepsze niż jazda taksówką w grobowej ciszy z Ali, którą przerwała dopiero pod koniec jazdy.
- Tylko nie mów nic Niallowi, okej? Może się tylko niepotrzebnie wkurzyć - poprosiła, a ja na znak zgody przytaknęłam głową.
Po wyjściu z samochodu, szybko pożegnałam się z przyjaciółką i weszłam do domu. Wokół było cicho i ciemno. Byłam pewna, że Niall już spał. Bezszelestnie udałam się do kuchni, biorąc z lady pierwsze lepsze jabłko, zaczynając je jeść. Po kilku gryzach usłyszałam zgrzyt zamka drzwi wejściowych i ciężkie kroki w salonie. Byłam pewna, że to mój brat. Wyrzuciłam resztki owocu do kosza i poszłam do salonu, gdzie stał Niall.. z krwawiącym nosem oraz paroma rozcięciami i siniakami na bladej twarzy, a jego ubrania były w niektórych miejscach potargane, a na koszulce były ślady krwi, co wyglądało wręcz przerażająco.
- Niall, co ci się stało? - zapytałam przestraszona, niepewnie podchodząc do chłopaka.
- Nic - wymamrotał, ocierając ręką ciecz, która zaczęła spływać mu na usta.
- Przecież widzę, że coś się stało. Krwawisz i jeszcze.. Ugh, Niall! - Chłopak w odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Zaczynał mnie powoli irytować.
- Nie zachowuj się jak dzieciak, okej? - powiedziałam, krzyżując ręce na piersiach i twardo wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź, która nadawałaby sens tej sprawie.
Za bardzo się wszystkim przejmujesz - odpowiedział blondyn, przewracając swoimi oczami, doprowadzając mnie do coraz większego zdenerwowania, które przychodziło mi coraz trudniej opanować z każdą kolejną sekundą. Kiedy miałam już zacząć swój wykład o tym jak nierozważnie postępuje nie mówiąc mi o tym - co zresztą robiłam przy każdej takiego typu sytuacji - chłopak szybko dodał - Okej, okej. Powiem.
- No więc?
- Byłem na imprezie, posprzeczałem się z kumplami i mnie trochę obili. Tyle.
- Nie wierzę ci.
- To już nie mój problem - Niall lekceważąco wzruszył ramionami, wymijając mnie i idąc do kuchni, gdzie złapał do ręki pierwszą lepszą butelkę z wodą, której zawartość od razu wypił duszkiem. Cicho westchnęłam, decydując się na nie przeciąganie rozmowy o incydencie związanym z jego stanem, bo wiedziałam, że i tak mi nie powie, co się tak naprawdę stało. Jednak przynajmniej przestała mu lecieć krew z nosa.
- Powinieneś.. Ugh, chodź - powiedziałam, kiedy chłopak wyrzucił pustą butelkę do kosza, łapiąc go za ramię i ciągnąc do łazienki, gdzie posadziłam go na krawędzi wanny, a sama zaczęłam szperać w półkach, w poszukiwaniu jakiejś waty i czegoś, czym mogłabym zdezynfekować jego rany.
Po znalezieniu tych dwóch rzeczy, zaczęłam powoli i delikatnie przemywać jego rany. Jednak już przy pierwszym kontakcie wody utlenionej z zadrapaniami, chłopak wydał z siebie głośny syk.
- Przepraszam - wymamrotałam, cicho wzdychając, lecz dalej przemywając rany brata i próbując nie przejmować się żałosnymi odgłosami wydawanymi przez niego.
- Skończyłaś? - zapytał po kilku minutach, kiedy odłożyłam wodę utlenioną, a zakrwawiony kawałek waty wyrzuciłam do kosza.
- Tak - kiwnęłam głową, opierając się o umywalkę z założonymi rękoma. Blondyn spuścił wzrok, wpatrując się w swoje przybrudzone buty.
- Nie musisz się martwić o mnie, to nic takiego - cicho wymamrotał, bawiąc się swoimi palcami. Przykucnęłam przy nim, łapiąc jego ręce i uśmiechając się lekko.
- Jestem twoją siostrą, więc muszę i będę - powiedziałam, a chłopak korzystając z okazji na zrobienie mi psikusa, odepchnął mnie od siebie, przez co ze śmiechem upadłam tyłkiem na płytki. Mimo naszego wieku wciąż byliśmy strasznie dziecinni. Ale za to go kochałam. Że zawsze potrafił mi poprawić humor.
- No dzięki!
- Nie ma za co - roześmiał się chłopak, pomagając mi wstać z podłogi - Swoją drogą, jak ci minął wieczór
- Ermm…no.. - wymamrotałam, bawiąc się jednym z kosmyków moich włosów i patrząc w konkretnie nieokreślony punkt na podłodze. Kompletnie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie chciałam kłamać, ale nie mogłam również wyjawić prawdy, bo jak powiedziała Alison, niepotrzebnie by się zdenerwował. Podniosłam wzrok. - Nawet fajnie. Ale raczej imprezowanie nie jest dla mnie - oznajmiłam, próbując brzmieć tak, jakby faktycznie było fajnie. Jakby nic się nie zdarzyło.
- A to dobrze - powiedział chłopak, podnosząc się z wanny i przeciągając. - W takim razie idę spać. Dobranoc.
- Dobranoc - odpowiedziałam, uśmiechając się i patrząc, jak mój brat wychodzi z łazienki. Szybko zrzuciłam swoje ubrania, następnie biorąc prysznic, który miałam nadzieję oczyści moje myśli z wydarzeń tej nocy..
****************************************************
No więc to jest kolejny z moich ulubionych rozdziałów. Ale następny no cóż, będzie może treściowo średni, jednak pod względem wykonania słaby. No chyba, że uda mi się go jakoś poprawić. Dziękuję za wszystkie komentarze (woah, aż dwa) i wierzę, że nawet ci którzy nie komentują, czytają. Btw podoba Wam się nowy nagłówek? :) x

środa, 9 października 2013

Rozdział czwarty

*Harry's POV*
Stałem przy barze, popijając piwo i rozglądając się wokół, w poszukiwaniu jakieś łatwej panienki na noc. Szło mi dość opornie, bo każda, która tylko się do mnie przystawiała, wyglądała jak krzyżówka szczura z ropuchą. Nie tego szukałem. Z każdą chwilą coraz częściej kwestionowałem to, czy w tym mieście nie ma już żadnych atrakcyjnych kobiet, bo to co widziałem tutaj, na pewno takie nie było. W momencie, kiedy miałem udzielić sobie odpowiedzi na pytanie, zauważyłem pewną, dość niską blondynkę. Stała pod ścianą, panicznie szukając wzrokiem kogoś wśród tańczących na parkiecie. O dziwo, nie była tak brzydka jak cała reszta dziewczyn w klubie. Była nawet ładna. Wyglądała zupełnie niewinnie i nieśmiało. Była dla mnie idealna. Zupełnie taka, jakiej szukałem. Lubiłem ten typ dziewczyn, zawsze był dla mnie nowym wyzwaniem. Uśmiechnąłem się zadziornie, kierując swój wzrok na Jasona, jednego z moich kumpli
- Widzisz tą dziewczynę? - zapytałem, kiwając głową na blondynkę, która w tym momencie zwróciła swój wzrok w naszą stronę. Wyglądała na jeszcze bardziej przelęknioną niż wcześniej. Jason spojrzał na nią.
- No - kiwnął głową. - Dobra dupa.
- Nie patrz tak na nią - warknąłem, zauważając, że przyjaciel nie może spuścić z niej wzroku. Zirytowało mnie to. Nie lubiłem, kiedy ktoś chciał zagarnąć moją zdobycz.
- Ale..
- Zamknij mordę, idę do niej - oznajmiłem, stawiając piwo na barze. Idałem się w stronę dziewczyny, próbując przecisnąć się przez zatłoczone pomieszczenie.
- Cześć mała - rzuciłem szybko z bezczelnym uśmiechem na twarzy, kiedy przed nią stanąłem.
- Emm.. cześć - odpowiedziała nieśmiało, spuszczając głowę by ukryć powoli pojawiające się na jej policzkach rumieńce. W światłach dyskoteki nie mogłem dokładnie stwierdzić jak wygląda, jednak wydaje mi się, że wyglądała wtedy kusząco.
- Chcesz coś do picia?
- Nie piję alkoholu.
- No błagam cię. Chociaż jeden drink! - zawołałem, podnosząc jej podbródek tak, aby jej wzrok spoczął na moim. Miała piękne zielone oczy.
- Nie - odpowiedziała krótko blondynka i przewracając swoimi oczami, odepchnęła moją rękę od siebie.
- No więc po co tu jesteś kociaku, skoro zamierzasz być trzeźwa przez resztę wieczoru?
- Czekam na przyjaciółkę - powiedziała, wzruszając ramionami. Po chwili kontynuowała - Tylko, że zniknęła kilka godzin temu, zostawiając mnie tu samą i nie mam jak wrócić do domu, ponieważ zapomniałam zebrać ze sobą pieniądze.
- Mogę cię podwieźć, jeśli tylko ze mną zatańczysz.
- Ugh, okej - dziewczyna kiwnęła głową na znak zgody, choć widziałem, że nie jest wyjątkowo chętna na moją propozycję. Złapałem ją za rękę, ciągnąc na zatłoczony parkiet.
- Uśmiechnij się dla mnie słońce - powiedziałem, ponownie łapiąc jej podbródek i patrząc jej głęboko w oczy. Ona za to lekko się uśmiechnęła, widocznie nie chcąc tego robić. Przycisnąłem ją blisko do siebie tak, że nasze biodra się stykały, ocierając się o siebie wraz z rytmem muzyki.
*Liz's POV*
Ręce chłopaka, z którym tańczyłam, owinęły się wokół mojej talii, a z każdą chwilą schodziły coraz niżej. Czułam się niekomfortowo w tej pozycji. Nigdy nikt nie zachowywał się tak wobec mnie. Ale nie miałam wyboru. Wolałam to, niż wracanie kilkanaście kilometrów na nogach. Cicho westchnęłam, gdy dłonie szatyna były już niebezpiecznie blisko mojego tyłka poprawiając je tak, aby spoczywały na moich plecach. Widocznie mu się to nie spodobało ze względu na to, że znów jego ręce wróciły na swoją poprzednią pozycję. Zirytowana jego posunięciem, odsunęłam się nieco, wyswobadzając się z jego objęcia.
- Co? - zapytał, marszcząc brwi, widocznie zdezorientowany moim zachowaniem.
- Muszę do toalety - rzuciłam szybko, przeciskając się między ludźmi w stronę toalety.
Gdy byłam już przy drzwiach, postanowiłam poprawić swojego buta, który nieco zsunął mi się ze stopy. Kiedy podniosłam wzrok, zauważyłam stojącego przy mnie znajomego chłopaka z lokami. Uniosłam brwi, nie rozumiejąc dlaczego mnie śledził.
- Nie mów, że zamierzasz iść za mną do toalety - powiedziałam, przewracając oczami na co on się zaśmiał.
- Nie, nie zamierzam, ale muszę cię pilnować.
- Że co? - zapytałam zdezorientowana, nieco marszcząc w brwi w sposób, który Lucas zawsze nazywał słodkim. - Nie mam pięciu lat żeby ktokolwiek mnie pilnował, a zwłaszcza ty!
W odpowiedzi szatyn tylko potrząsnął głową, wciąż się śmiejąc. Cicho westchnęłam, wchodząc do środka, a następnie przez następne kilka minut, upewniając się czy znowu za mną nie pójdzie. Chwilę potem weszłam do jednej z kabin, opuszczając deskę klozetową na dół i na niej siadając. Zaczęłam przegrzebywać moją torebkę w poszukiwaniu telefonu, którego jak zauważyłam, zapomniałam zabrać ze swojego łóżka. Potrząsnęłam głową, nie wierząc w to, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znalazłam, kiedy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi do toalety. Boże, żeby to tylko nie był on.
- Kotku, gdzie się chowasz? - usłyszałam niski, lekko chrapliwy głos należący do mężczyzny. Cholera, to jednak był on. Nic się nie odezwałam, czekając na najgorsze. Nie minęło kilka sekund, kiedy drzwi mojej kabiny się otworzyły.
- Idź stąd - cicho wymamrotałam, patrząc w zupełnie innym kierunku od tego, w którym stał chłopak.
- Nie zamierzam - zachichotał szatyn, zbliżając się do mnie, przez co stanęłam na nogi, posuwając się ku tyłowi. Jednak już po dwóch krokach, uderzyłam plecami o ścianę. Na twarzy chłopaka pojawił się bezczelny uśmiech i podchodząc do mnie, przybliżył swoje usta do mojego ucha, a ręce owinął wokół moich bioder. Czułam na sobie jego ciepły oddech.
- Nie uciekaj przede mną - wyszeptał, lekko przygryzając płatek ucha, a ja w zniesmaczeniu przygryzłam moją dolną wargę.
Sekundy potem poczułam jego ciepłe usta na swojej szyi, jednak po chwili oderwał się ode mnie, podnosząc mnie i stawiając na klapie sedesu. Widocznie nie pasował mu mój krasnoludkowy wzrost. Lecz teraz, byłam od niego sporo wyższa. Pewnie dlatego lekko nacisnął na moje plecy, żebym się nad nim pochyliła, by mógł mnie pocałować. Lecz zamiast tego, zbierając w sobie całą siłę, odepchnęłam go od siebie o kilka dobrych metrów, przez co wypadł przez drzwi prosto na umywalki.
- Zadziorna, lubię takie - powiedział melodyjnym tonem, uśmiechając się w sposób, po którym zauważyłam, że tylko pogorszyłam swoją sytuację.
A chyba jeszcze gorzej niż trafienie do jednej kabiny z potencjalnym gwałcicielem być nie mogło. Szybko odepchnął się od umywalek, z powrotem wracając do kabiny, lecz tym razem, zamykając ją na zamek. Ciężko westchnęłam, winiąc się za to, że nie pomyślałam o tym co on, tylko że dużo wcześniej, już po samym wejściu tutaj. Szatyn przykleił się z ustami do mojego dekoltu, wędrując rękoma po moich plecach w poszukiwaniu zamka od sukienki.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam, lekko uderzając swoim kolanem w jego tors.
Jak widać nic nie pomogło. A jedyne co spowodowało to to, że chłopak z większą pewnością rozpiął moją sukienkę, powoli ją zsuwając ze mnie tak, że zostałam w samej bieliźnie. Zamknęłam oczy, cicho modląc się o to, aby to wszystko skończyło się jak najszybciej.
- Jesteś moja kotku - mamrotał chłopak, niczym w transie, po czym przyssał swoje usta do mojej szyi.
W chwili, gdy jego ręce zaczęły majstrować przy moim staniku, usłyszałam odgłos otwieranych drzwi pomieszczenia, a w moim sercu nagle pojawiła się nadzieja na lepsze zakończenie tej nocy.
- Puść mnie zboczeńcu! - krzyknęłam, wierząc w to, że ktoś jakoś zareaguje na moje słowa.
- Liz? - usłyszałam znajomy głos Alison. Czyli nadeszło moje zbawienie.
- Tutaj jestem! - zawołałam rozpaczliwym głosem, próbując jeszcze raz odepchnąć od siebie szatyna, właśnie robiącego na mojej szyi malinkę.
Od razu zauważyłam to, jak moja przyjaciółka szarpie za drzwi kabiny, próbując je otworzyć. Lecz bezskutecznie. Były zamknięte. Musiałam coś zrobić. Długo się nie zastanawiając wskoczyłam na chłopaka, owijając swoje ręce wokół jego szyi, a nogi wokół bioder, zaczynając go całować, przez co cofnął się nieco do tyłu, uderzając plecami o drzwi kabiny. Musiałam przyznać, że wcale tak źle nie całował, a jego usta smakowały dość dobrze, choć wyraźnie czułam na nich smak alkoholu. Jednak gdy zamierzał dostać się ze swoim językiem do środka, zręcznie otworzyłam drzwi kabiny, zeskakując z niego tak, że ponownie cofnął się do tyłu. W pośpiechu złapałam moją sukienkę, stając za szatynką i ubierając z powrotem swoją sukienkę. Wystraszona Alison patrzała na nas obojga z nieco wytrzeszczonymi w zdumieniu oczami.
- Co ty do cholery chciałeś jej zrobić Styles? - zaczęła krzyczeć na chłopaka, który tylko potrząsnął głową z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- Ja? Nic. To ona jest puszczalska.
- Że co?! - wykrzyknęłam, mając ochotę strzelić w pysk temu kolesiowi.
- Nic, nic skarbie - zaśmiał się chłopak, wymijając nas i wychodząc z pomieszczenia.
- Wszystko okej? - zapytała zdenerwowana Alison, na co kiwnęłam głową, podchodząc do umywalki i przemywając twarz, nawet nie przejmując się tym, że mój tusz do rzęs się rozmaże.
- Chcę do domu - oznajmiłam, wycierając twarz w papierowy ręcznik. Dziewczyna tylko kiwnęła głową, biorąc mnie pod rękę i wyprowadziła na zewnątrz..
****************************************************
Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że musieliście czekać tydzień na rozdział, ale ugh, choć miałam go już od dawna napisanego, nie miałam jak dodać ze względu na brak jakiegokolwiek czasu na choćby włączenie komputera. Dlaczego? Mam naprawdę dużo nauki. Zwłaszcza przez to, że w zeszłym tygodniu byłam chora i musiałam teraz wszystko nadrabiać. Ale teraz spróbuję robić to płynniej. Rozdział jak obiecywałam, dość ciekawy, a więc mam nadzieję, że się podoba. :) x

środa, 2 października 2013

Rozdział trzeci

Spojrzałam na zegarek. Zbliżała się już osiemnasta. Oznaczało to to, że musiałam zacząć przygotowywać się do wyjścia na miasto z Alison. Wygrzebałam z szafy moją ulubioną, brązową sukienkę. Była dość ładna i w odpowiedniej długości. Nie pokazywała, ale i też nie ukrywała za dużo. Wybrałam również do kompletu moje ulubione, brązowe baleriny. Zrzuciłam moje wcześniejsze ubrania, następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrany strój. Podeszłam do lustra. Wyglądałam dość nieźle. Jedyne co zostało mi do zrobienia było udanie się do łazienki, gdzie moje włosy nabrały nowego wyglądu, a ich pofalowane kosmyki opadały na mój dekolt. Na rzęsy nałożyłam trochę mascary. Nigdy niczego więcej z kosmetyków nie używałam. A wszystko przez to, że zawsze stawiałam na naturalność, co według mnie, było dobrym wyborem. W chwili, gdy jeszcze raz poprawiałam swoje włosy, zauważyłam mojego brata wchodzącego do łazienki, jak zwykle nie znającego zwrotu 'pukanie do drzwi'.
- Czyżby moja mała siostrzyczka się gdzieś wybierała? - zapytał kpiąco, co podkreślił tym swoim głupim uśmieszkiem, który jawił się na jego ustach.
- No hej, jestem od ciebie młodsza tylko o dwa lata! - zawołałam oburzona, kierując swój wzrok ku niemu.
- To i tak nie zmienia faktu, że jesteś moją młodszą siostrzyczką, która bardzo szybko się bulwersuje.
Przewróciłam oczami, na jego zgryźliwą uwagę. Był niesamowicie irytujący. Choć wydaje mi się, że każdy starszy brat taki był, a więc nie miałam się czym przejmować.
- Jak wyglądam?
- Nieźle. Zgaduję, że umówiłaś się na randkę z jakimś bibliotekarzem - zaśmiał się z przekąsem, a ja cicho westchnęłam.
- Jesteś idiotą. Nie potrzebuję randek skoro mam Lucasa. I wychodzę na miasto z Alison, więc się odczep.
- No nie wierzę, wystarczyło tylko nasłać na ciebie moją sąsiadkę, żeby zrobiła z ciebie taką imprezowiczkę?
- Przestań, żadna imprezowiczkę.
- O której wracasz?
- Przed północą będę na pewno - oznajmiłam, wymijając go w drzwiach. Zaczęłam szperać w szafie, w poszukiwaniu odpowiedniej torebki, która pasowałaby do mojego stroju, jednak bałagan w jej środku tylko mi to utrudniał.
- Tylko nie idź w stronę wschodniej części miasta - dodał Niall - bywa tam czasem niebezpiecznie.
Jednak jego słowa wyjątkowo do mnie nie dotarły, ze względu na moje skupienie w aktualnie wykonywanej czynności. Kilka sekund później z dołu obydwoje usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- To pewnie koleś od pizzy, idę otworzyć - oznajmił. A gdy miałam dodać, że to może Ali, mój brat zniknął już na schodach.
Kiedy udało mi się odnaleźć moją niezbyt dużych rozmiarów, beżową torebkę na złotym łańcuszku, postanowiłam zejść na dół. W salonie, zauważyłam siedzącą na kanapie wraz z moim bratem Alison. Wyglądała całkiem inaczej niż zazwyczaj. Miała na sobie czarną, obcisłą sukienkę, ledwie zakrywającą jej tyłek i buty na wysokich obcasach. Do tego jej włosy były uczesane w koka, z którego wyplątywały się niesforne końcówki.
- Cześć - przywitałam ją z lekkim uśmiechem. W momencie, gdy usłyszała mój głos, zwróciła swój wzrok na mnie. Zauważyłam, że wywołałam na niej lekki szok i.. rozbawienie?
- Hej - odpowiedziała, próbując okiełznać swoje emocje - Fajnie wyglądasz.
Przygryzłam wargę. Czy o to chodziło? Że wyglądam.. nudno? Już Niall to przyznał w dość głupi sposób. Jednak niezbyt mnie to obeszło. Nie zamierzam zmieniać się dla jednej, głupiej nocy w klubie..
- Dziękuję - powiedziałam, uśmiechając się tylko i wyłącznie z grzeczności. Dobra, trochę zabolała mnie opinia tych dwojga.
- Gotowa do wyjścia? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
Dziewczyna wstała z kanapy, poprawiając swoją skąpą kreację, po czym obydwie podążyłyśmy do drzwi. Już normalnie byłam od niej sporo niższa, a teraz, gdy była w tych butach, między nami było nie mniej niż 25 centymetrów. Po wyjściu z domu, od razu wzięłyśmy taksówkę, której jazdę spędziłyśmy podczas miłej rozmowy. Nie zauważyłam nawet, że na zewnątrz było już ciemno. Po dłuższym czasie, samochód zatrzymał się przed dość sporym lokalem. A gdy Ali zapłaciła kierowcy, udałyśmy się do wejścia.
W środku było naprawdę głośno i tłoczno, dlatego podążając za Alison, próbowałam się nie zgubić. Po kilku minutach przeciskania się między ludźmi, stanęłyśmy przed barem.
- Chcesz jakiegoś drinka?! - krzyknęła szatynka, próbując być głośniejszą od muzyki puszczanej w klubie. O ile dobrze rozpoznałam piosenkę, było to Trouble, Neon Jungle. Czyli nie mój gust. Ja raczej wolałam brzmienia indie rocka, miał swój klimat.
Potrząsnęłam tylko głową w odpowiedzi. Nie miałam w zwyczaju spożywania alkoholu. Po prostu mi nie smakował. Z wyjątkiem szampana, którego piłam tylko podczas wyjątkowych okazji jak sylwester, ślub czy jakieś rocznice.
Ona za to zamówiła sobie jakiegoś pomarańczowego drinka, którego od razu zaczęła sączyć. Kilka minut później zauważyłam zbliżającego się bruneta w naszą stronę. Był dość przystojny, a jego czarne włosy były postawione do góry. Stanął przed Alison, aby następnie się pochylić nad jej uchem i coś wyszeptać. O ile przy takim hałasie było to możliwe. W chwili, gdy dziewczyna skończyła szklankę z alkoholem, udali się w głąb tłumu. A jeszcze przed tym, posłała mi tylko znaczące spojrzenie, machając ręką na pożegnanie. Westchnęłam, wątpiąc w to, że jeszcze zobaczę ją tej nocy..
****************************************************
Jeju, niesamowicie się zacięłam przy pisaniu szóstego rozdziału, bo kompletnie nie wiem co dalej. To znaczy mam opracowaną większą część fabuły właśnie oprócz tego co będzie między kolejnymi większymi wydarzeniami. No ale do czasu dodania tego rozdziału, postaram się coś wymyślić. Swoją drogą co do czwartego rozdziału.. przed przeczytaniem go będziecie naprawdę musieli zapoznać się z jedną z informacji w lewej kolumnie, bo no cóż, rozdział będzie dość.. nieodpowiedni. No ale dobra, to już tyle. Nowego rozdziału oczekujcie w weekend. :) x