piątek, 27 września 2013

Rozdział drugi

Wczoraj w księgarni nie poczyniłam żadnych zakupów ze względu na to, że zapomniałam zebrać ze sobą jakiekolwiek pieniądze. Dlatego też przyniosłam ze sobą tylko kilka darmowych broszurek dotyczących miasta, które zdążyłam już przeczytać i dziś już pozostałam bez żadnej lektury.
Po wzięciu porannego prysznica i ubraniu się, zeszłam do kuchni, gdzie znalazłam tylko karteczkę informującą mnie o tym, że mój brat znajduje się w pracy. Zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegoś zdatnego do zjedzenia. Niestety nie znalazłam zbyt dużo, bo całe miejsce zapełniało mięso, którego zgodnie z moim wegetariańskim stylem życia, nawet nie tknęłam, a zamiast tego wzięłam tylko truskawkowy jogurt. A gdy już chciałam go otworzyć, usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam przedmiot na blat kuchenny i udałam się do przedpokoju w celu otworzenia drzwi, w których ujrzałam znaną mi już szatynkę.
- O, cześć Alison - powitałam ją z uśmiechem, co ona natychmiastowo odwzajemniła. Cieszyłam się, że wpadła, bo chociaż byłam głodna, to przynajmniej miałam towarzystwo.
- Hej. Wczoraj obiecałam, że wpadnę, a więc i jestem!
- Wejdź może do środka - zaproponowałam, odsuwając się od drzwi i czekając aż zdejmie swoje beżowe sandały, po czym poprowadziłam ją do salonu.
Tam usiadłyśmy obydwie na kanapie. Po jej odpowiedzi na moje pytanie dotyczące tego, czego chciałaby się napić, udałam się do kuchni, aby przynieść stamtąd dwie szklanki i karton soku z czerwonych pomarańczy, który był moim ulubionym. Następnie rozpoczęłyśmy rozmowę na temat tegorocznych wakacji. Podczas niej dowiedziałam się o tym, że w weekendy Alison pracuje dorywczo popołudniami w małej kawiarni kilka minut drogi stąd. Rozmyślałyśmy również nad spędzeniem razem kolejnego wieczora i o dziwo, udało jej się namówić mnie na wyjście do klubu.
- Dokonuję niemożliwego - zaśmiała się dziewczyna, lecz po chwili spoważniała. - Tylko wystrzegaj się tam facetów. Mówię serio.
- No proszę cię Ali, nie polecę na żadnego. Mam chłopaka - oznajmiłam pewnie, z szerokim uśmiechem na ustach. Nikt nigdy nie będzie się równał z Lucasem. Jesteśmy dla siebie przeznaczeni i nawet już nie wierzę w to, a po prostu wiem, że nigdy się ze sobą nie rozstaniemy.
- Każda tu tak mówiła.. - powiedziała Alison, cicho wzdychając.
- Czekaj, co? Niezbyt rozumiem..
- Jest tu taki jeden koleś, który kręci się po tutejszych klubach. Jest zabójczo przystojny. Ma brązowe loki, hipnotyzujące szmaragdowe oczy. Jest wysoki, umięśniony i ma sporo tatuaży na swoim ciele. Chodzący ideał. Choć tylko z wyglądu. Szczerze nie wiem co robi w dzień, ale nocami szuka tylko panienek żeby zaliczyć.
Wytrzeszczyłam oczy. Jak można było się tak zachowywać? Nie wyobrażałam sobie nigdy tego, abym mogła uprawiać seks bez miłości. Byłam pewna tego, że nigdy nie zainteresuję się kimś takim jak ten koleś. Poza tym z samego rysopisu nie wydawał się być jakiś atrakcyjny. Wolałam raczej chłopaków takich jak Lucas, uroczych, zabawnych, wiecznie uśmiechniętych, niebieskookich blondynów. Wygląd tamtego, jak i zachowanie, całkowicie mnie odrzucały.
- Tak właśnie wpadła moja koleżanka.. Po całym incydencie wyprowadziła się stąd i kompletnie nikt nie wie co się z nią dzieje - oznajmiła dziewczyna, a ja przygryzłam wargę. Zastanawiało mnie to, dlaczego mu o tym nie powiedziała. Chociaż po co, skoro i tak pewnie by się nie przejął?
Naprawdę szokowało mnie to jak on się zachowywał. To było wręcz skandaliczne. Nie rozumiem jak te wszystkie dziewczyny mogą dać się tak traktować.. Przez dalszy czas wciąż wypytywałam o owego kolesia, który no cóż, lekko mnie zirytował. Jednak nie zepsuł mojego dnia, bo gdy Alison w okolicach dwunastej opuściła mój dom w celu udania się do pracy, ja korzystając z okazji, sięgnęłam po telefon, by zadzwonić do Lucasa.
- Słucham? - odebrał po pierwszym sygnale.
- Hej, tu Liz - przywitałam się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech spowodowany usłyszeniem jego głosu.
- O, cześć. Co u ciebie?
- Jak na razie jest w porządku. Chociaż lepiej byłoby mieć cię przy sobie.
- Och, to urocze - zaśmiał się Lucas. Uśmiechnęłam się szerzej na ten dźwięk. Zawsze lubiłam patrzeć na niego, gdy jest roześmiany, bo wyglądał naprawdę pięknie.
- To dopiero drugi dzień, a już tęsknię jak szalona.
- Spokojnie, zostało ci jeszcze 12 dni. Wytrzymasz.
- No pewnie, zwłaszcza że nie mam co jeść - powiedziałam, cicho wzdychając.
- Niech zgadnę, w lodówce jest wszystko oprócz elementów twojego jadłospisu?
- Ta.. - mruknęłam, udając się do kuchni.
- Faktycznie, ciężka sprawa - zachichotał chłopak. Przewróciłam oczami, grzebiąc w półkach i różnych słoiczkach, w poszukiwaniu jakichś pieniędzy. Skoro nie było nic do jedzenia dla mnie w lodówce, to postanowiłam, że przynajmniej to kupię.
- Myślisz, że gdzie mój brat może trzymać pieniądze?
- Przykro mi, nie znam się na okradaniu ludzi - oznajmił Lucas, podczas gdy usłyszałam odgłos drzwi wejściowych. Byłam pewna, że to Niall. Nareszcie skończy się moja głodówka.
- Dobra, nieważne. Zadzwonię później. Kocham cię.
- Też cię kocham, pa - odpowiedział, po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę na telefonie i odłożyłam go na blat kuchenny.
- Głodna? - zapytał blondyn, wchodząc do kuchni z torbami pełnymi produktów spożywczych, które położył na blacie kuchennym. Zajrzałam do nich i westchnęłam. Jak zwykle nie kupił nic, co mogłabym przełknąć.
- Coś nie tak?
- Jestem wegetarianką - oznajmiłam, nieco zirytowana, opierając się o blat. Rozumiem, że był facetem, ale żeby nie kupować żadnych warzyw? To już było nieco dziwne.
Niall nic nie odpowiadając, przewrócił tylko oczami, zaczynając wypakowywać rzeczy na blat, a następnie wkładając je do półek. W sumie nawet nie robił tego staranie tylko tak, aby miało swoje miejsce. To też mnie zirytowało. Jak można było być takim bałaganiarzem?
Widziałam, że ignorował mój styl życia. Od zawsze należał do ludzi nieprzejmujących się nikim ani niczym, którzy żyją chwilą. Ja za to byłam jego przeciwieństwem. W dzieciństwie bardzo często się kłóciliśmy przez różnice w naszych poglądach. On był rozmarzonym optymistą, ja realistką trzeźwo patrzącą na świat. Teraz obydwoje się nieco wyciszyliśmy i nasze zgryźliwe komentarze zostawialiśmy dla siebie. Chociaż on nie do końca się do tego stosował. Jednak Bogu dzięki, że tym razem nie wypalił nic głupiego. Wiedziałam, że nie zmienię jego nawyków, a więc wieczorem będę musiała z nim przedyskutować sprawę pieniędzy, bo jeśli on nie będzie kupował czegoś, co zjem, to będę robiła to ja. Jednak aktualnie zrezygnowana udałam się do salonu, gdzie umiejscawiając się wygodnie na kanapie, włączyłam telewizor czekając na mój ulubiony serial.
****************************************************
No więc już po trzech dniach macie kolejny, drugi rozdział. Ten już jest nieco ciekawszy i chyba tak na razie będzie z każdym kolejnym. Ciekawiej i ciekawiej. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną tutaj jak najdłużej. Postaram się dodać kolejny w środku przyszłego tygodnia. :) x

wtorek, 24 września 2013

Rozdział pierwszy

Spoglądałam tępo w ścianę pokoju, który zajmowałam w domu mojego starszego brata, Nialla. Przyjechałam tu na wakacje, czego nie chciałam. Wolałam zostać w mojej rodzinnej miejscowości, wraz z moim chłopakiem, Lucasem. Byłam szczęśliwa w związku z nim. Każda dziewczyna z mojego liceum, w którym naukę zakończyłam w zeszłym miesiącu, śniła o nim. Był przystojny i studiował psychologię na Yale. Cicho westchnęłam, opadając na łóżko. Miałam spędzić tu tylko dwa tygodnie, co było naprawdę krótkim obszarem czasu. Jednak i tak byłam pewna tego, że będzie dłużył się niesamowicie. Bo co można robić w dziurze kilka razy mniejszej od Londynu? Zupełnie nic. Ten wyjazd był beznadziejny, a ja już w chwili wjechania do tego miasta, chciałam wracać.
Podczas moich niezbyt długich rozmyślań, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, przez co zerwałam się do siadu. Okazało się, że to tylko mój brat.
- Nie zamierzasz robić tu nic więcej niż leżeć bezczynnie na łóżku? - zapytał, lekko się uśmiechając w moją stronę. 
- Przyjechałam tu dopiero trzy godziny temu, daj mi spokój - odpowiedziałam, przewracając oczami.
- Myślę, że powinnaś rozejrzeć się po okolicy. Jest tu niedaleko kilka dobrych klubów - oznajmił chłopak, opierając się o szafę przy wejściu. Prychnęłam, zdecydowanie zdegustowana jego pomysłem. Ja i spędzanie czasu w klubie? Nigdy. Nienawidziłam tego miejsca. Było tam za głośno i za gorąco, a wszędzie plątały się pijane osoby.
- Przecież wiesz, że nie imprezuję.
- No błagam cię, w tym wieku? - powiedział blondyn, powodując tym, że odwróciłam swój wzrok, cicho wzdychając.
To, że miałam osiemnaście lat nic nie znaczyło. To było moje życie i mogłam je wykorzystać w taki sposób, w jaki tylko będę chciała. A na pewno nie zrobię tego w tych obrzydliwych klubach. Naprawdę nie rozumiałam tego fenomenu ciągłego imprezowania. Co to miało być niby za życie, gdzie cowieczornym celem było upicie się w trupa, a na następny dzień umieranie z powodu kaca?
To całkowicie nie miało sensu. I nie było dla mnie. Ja miałam przyszłość. W przyszłym roku miałam zamiar zacząć studia na Harvardzie, w między czasie których, chciałam odbyć staż w kancelarii prawniczej mojego wujka. Miałam idealnie zaplanowaną przyszłość. Po studiach miałam pracować jako prawnik, a w wieku 26 lat wyjść za Lucasa. A gdy się dorobimy dość sporego majątku, zamieszkamy w pięknym domku na przedmieściach, mając dwójkę dzieci i Labradora, którego adoptowalibyśmy ze schroniska. Tak, miałam ogromną słabość do tych psów. Były urocze i naprawdę przyjacielskie. Kiedy miałam pięć lat mieliśmy takiego w domu, jednak zginął tragicznie, wpadając pod rozpędzony samochód. Było mi wtedy naprawdę przykro i nie mogłam się po tym pozbierać. Zwłaszcza, że rodzice nie zgodzili się na kolejnego zwierzaka w domu.
- Powinnaś wreszcie odpuścić z tym swoim nudnym trybem życia. Zachowujesz się jakbyś całkowicie nie potrafiła się bawić! - zawołał Niall, śmiejąc się. Tym razem jednak jego wypowiedź nieco mnie zraniła. Dobrze wiedział, że potrafię się bawić, jednak w imprezach nie widzę szczególnej przyjemności.
- Matko, przestań już. Umiem się bawić.
- Właśnie widzę. Gapienie się w ścianę, musi ci dawać niesamowitą rozrywkę - oznajmił mój brat, cicho wzdychając. Przewróciłam oczami. Po co on się wtrącał w to co robię? Mógłby się już odczepić. Kochałam go, ale naprawdę, stawał się już nieznośny w tej chwili.
- Masz tu jakieś książki?
- Wiesz dobrze, że nie mam w zwyczaju bycia molem książkowym tak jak ty - powiedział Niall, na co się uśmiechnęłam. W tym wypadku miał wyjątkową rację, kochałam czytać. To było praktycznie całe moje życie.
- W takim razie wybiorę się za chwilę do księgarni.
W odpowiedzi blondyn mruknął tylko coś pod nosem, po czym opuścił pomieszczenie. Chwilę po jego wyjściu podniosłam się z łóżka i podeszłam do lustra, aby poprawić fryzurę, a następnie wsunęłam na swoje stopy brązowe baleriny i udałam się na parter. Rozejrzałam się wokół, po czym wyszłam z domu.
Szłam przed siebie przez kilka dobrych minut, kiedy doszło do mnie, że kompletnie nie wiem gdzie podążam. Nie znałam tutejszego terenu, przez co nie wiedziałam również gdzie jest księgarnia. Cicho westchnęłam, kiedy po drugiej stronie ulicy zauważyłam jakąś brunetkę siedzącą na ławce. Była zapatrzona w swoją komórkę i wyglądała mnie więcej na mój wiek. Szybko przeszłam na drugą stronę, podchodząc do niej.
- Przepraszam.. Emm.. Mogłaby mi pani pomóc w znalezieniu księgarni? - zapytałam nieśmiało. Dziewczyna niemal natychmiastowo uniosła głowę znad swojego telefonu, witając mnie przy tym uśmiechem.
- Nie mów do mnie na pani, bo zgaduję, że jestem w twoim wieku. Księgarnia jest niedaleko. Musisz podążać prosto ulicą, a na skrzyżowaniu skręcić w prawo, a po przejściu kilku minut powinnaś zobaczyć sklep z książkami - odezwała się dziewczyna, dość piskliwym głosem, który jednak mimo wszystko brzmiał dosyć przyjaźnie.
- Bardzo dziękuję - powiedziałam z uśmiechem. - Dopiero co tu przyjechałam i niezbyt orientuję się w otoczeniu.
- Tylko na wakacje czy już na stałe? - zapytała unosząc brwi. Skinęłam głową. - Miło cię poznać, jestem Alison.
- Mi również. Jestem Liz. I tylko na wakacje, do brata - odpowiedziałam, wciąż się uśmiechając - Co prawda nie zostaję tu na dłużej, bo tylko na dwa tygodnie, to jednak fajnie będzie znać tu chociaż jedną osobę.
- Czekaj.. Ty jesteś Liz Horan, tak? - zapytała Alison z lekkim zdziwieniem na twarzy, na co ja skinęłam głową. - Znam się doskonale z twoim bratem, mieszkam kilka domów dalej od niego. Może do was wpadnę jutro rano przed pracą
- Byłoby mi naprawdę miło, ale wolę już lecieć do księgarni, bo pewnie jak mnie nie będzie długo w domu to Niall zacznie się martwić. Do jutra - powiedziałam, po czym udałam się we wskazaną stronę..
****************************************************
Tak, jestem świadoma tego, że pierwszy rozdział jest krótki i nudny. Ale tak jak pisałam już na swoim wattpadzie, pierwsze trzy właśnie takie będą. Dopiero potem akcja się rozkręca i Ci, którzy wcześniej czytali moje opowiadania, wiedzą że nie będzie aż tak nudno jak się zapowiada, dlatego jeśli nie podoba Wam się ten rozdział, myślę że warto dać temu opowiadaniu jeszcze jedną szansę. I jeśli chcecie żebym Was informowała o nowych rozdziałach, zostawcie swój username z twittera, wyraźnie zaznaczając, że chcecie być powiadamiani. :)