wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział piętnasty

Po wczorajszym ataku płaczu Harry'ego nie rozmawiałam z nim sporo. Nawet nie powiedział mi dokładnie co się stało. Zbagatelizował to i zmienił temat na jakiś dużo swobodniejszy. Wypytywał mnie o rodzinę. Jednak mimo tego, że wydawał się być miłym, próbowałam odpowiadać ostrożnie, bo nie miałam pojęcia jakie były jego prawdziwe intencje. Koniec końców, zasnęłam w jego ramionach. To trochę dziwne, że odczuwam takie bezpieczeństwo przy kimś, kto mnie najpierw porwał, a potem chciał zabić. 
Rano, gdy się obudziłam, szatyna już nie było. Z pewnością ulotnił się nad ranem, kiedy ja jeszcze słodko spałam. Leniwie usiadłam na łóżku, przecierając oczy, które raziło jasne światło. Przymrużyłam je, zauważając promienie słońca wpadające do pomieszczenia przez nieosłonięte niczym okna. Zmarszczyłam brwi, rozglądając się wokół. Nie byłam w moim wcześniejszym pokoju, a w jakimś innym, dużo lepiej urządzonym i nie wyglądającym jak cela, a zwykła sypialnia. 
Od niebieskich ścian bił chłód, który zdawało się jakby przeszywał moją skórę, nawet mimo tego, że był właśnie środek lata. No właśnie, był już prawie koniec lipca. Co z moją mamą, która miała odebrać mnie z domu Nialla już ponad tydzień temu? Byłam pewna tego, że choćby nawet mój brat ukryłby przed nią fakt o porwaniu, musiała mnie szukać. W sumie to.. gdzie ja w ogóle byłam?
Ponownie spojrzałam na okno, wstając z łóżka i podchodząc do źródła światła. Uniosłam brwi, widząc jakiś plac z nie dużym kawałkiem skoszonej trawy. Bowiem zajmował on nie więcej niż salon połączony z kuchnią w moim własnym domu. A za owym kawałkiem rosnął las, który wydawał się zajmować nieskończoną przestrzeń, zasłaniając mi całą resztę świata. Nie zauważyłam żadnej drogi, jednak domyśliłam się, że musi znajdować się ona w innej części posesji, bo jakby nie było, widok który miałam przed sobą, był dość ograniczony. 
Westchnęłam, wracając z powrotem na swoje poprzednie miejsce. Zastanawiałam się dlaczego się tu znajduję. Przecież w tamtym pokoju nie było na tyle źle, abym musiała zostać tutaj przeniesiona. Poza tym atmosfera tutaj była jakaś.. inna, niespokojna. W środku czułam, że nie jestem tu bez powodu. W każdym razie miałam tu więcej rzeczy do roboty niż tam. Na ścianie znajdował się plazmowy telewizor, w regałach standardowo tkwiły książki, a na szafce nocnej był.. laptop. Ciekawe dlaczego Harry go tu zostawił. Nie bął się, że powiadomię kogoś o tym, że jestem tu przetrzymywana?
Sięgnęłam po urządzenie, a w całym domu nagle rozległ się huk. Jak oparzona wypuściłam komputer z rąk. Na szczęście upadł na łóżko, lekko na nim podskakując, jednak nie wystarczająco, aby spaść na podłogę. Po chwili usłyszałam kilka osób biegnące korytarzem i odgłosy strzałów. Moje oczy się rozszerzyły, a ja drżącymi rękoma odłożyłam laptopa. Co tu się działo?
Z każdą chwilą słyszałam coraz więcej strzałów i ze strachem wpatrywałam się w drzwi. Wstałam, powoli kierując się w ich stronę. Pociągnęłam za klamkę, jednak nie otworzyły się. Odczułam niesamowitą ulgę i poczułam się bezpieczniej, mając pewność, że na pewno nikt tu nie wejdzie. 
Nagle usłyszałam trzask wybijanej szyby, a moje ciało stało się niezdolne do ruchu. Moje serce biło z zawrotną szybkością. Strasznie się bałam. Kto to mógł być? Może to mój brat? A może..
- Zbieraj się, musimy stąd spadać - oznajmił męski, niezbyt znajomy mi głos. Zacisnęłam oczy, odwracając się w jego stronę.
- Idź sobie. Nie wiem kim jesteś, więc sobie idź i mi nic nie rób.
- Nic ci nie zrobię i Harry kazał mi cię stąd zabrać, jest tu zbyt niebezpiecznie żeby taka lala jak ty mogła sobie tu siedzieć, czekając aż dostanie kulkę w łeb.
- A jaką ja mam pewność, że nic mi nie zrobisz? - zapytałam, otwierając oczy. Przede mną szatyn, którego strój w żaden sposób nie przypominał sposobu w jaki ubierali się wszyscy ludzie w tym domu. Był po prostu.. za elegancki. Czerwona koszula w kratę, postawione do góry włosy, jakieś dopasowane jeansy i tenisówki koloru, którego nawet nie umiałam określić. Jego twarz wydawała się być przyjazna, jednak nie rozpoznawałam jej w żadnym calu. Nie miałam pojęcia kim jest ten, muszę przyznać, naprawdę przystojny osobnik.
- Jak dużo pytań jeszcze będziesz zadawała? - westchnął, przewracając oczami. Poradziłam sobie już z kilkoma o takim usposobieniu, a tu nagle wyskakuje kolejny. Przy pierwszej lepszej okazji muszę zapytać Harry'ego, czy wszyscy jego koledzy muszą być tak wkurzający.
- A kim ty w ogóle jesteś, co?
- Payne - odpowiedział krótko, wkładając ręce w kieszenie spodni. Czy serio żaden z nich nie miał imienia, że musieli przedstawiać się samym nazwiskiem? - A teraz pozwól mi zabrać cię stąd, bo serio, z każdą minutą jest coraz większe prawdopodobieństwo, że dostaniemy po kulce w łeb.
- Przecież drzwi są zamknięte..
- Naprawdę myślisz, że gangsterzy używają klamek? - zaśmiał się. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Racja, ten typ ludzi raczej preferuje wywalić drzwi przez kopnięcie lub uderzenie w nie całym swoim ciałem, niż otwarcie ich kulturalnie, tak jak każdy normalny człowiek.
- Okej, w takim razie chodźmy - powiedziałam, a nawet nie zorientowałam się kiedy chłopak przerzucił mnie przez swoje ramię, wdzięcznie wychodząc z pokoju przez dziurę w potłuczonej szybie. Nie skomentowałam jednak jego poczynań, bo serio nie miałam ochoty wypaść z jego ramion. 
Chłopak przeszedł przez jakąś dziurę w ogrodzeniu, której jeszcze niedawno nie było, wprowadzając naszą dwójkę w las. Szliśmy ciągle na wprost przez dłuższy czas. Nie wiedziałąm gdzie jesteśmy. Trochę się bałam, że może źle pomyślałam i to nie był żaden kumpel Harry'ego, a jego wróg. Mimo wszystko wydawał się być milszy, a ja stwierdziłam, że może jednak nie będzie chciał mnie zabić. Chociaż po tylu groźbach od Harry'ego i jego bandy, informacja o tym, że stracę życie jakoś mnie nie ruszała. W sumie nawet było mi to nieco obojętne. Podniosłam wzrok znad pleców chłopaka, rozglądając się. Już nie było widać willi, w której dotychczas przebywałam. W sumie dopiero dziś dowiedziałam się o tym, że ten dom był tak duży. Na dodatek posiadał również poboczny budynek, który wydaje mi się był garażem, lub czymś w tym stylu. 
- Daleko jeszcze? - zapytałam, znów opuszczając wzrok, pozwalając swojemu ciału opadać swobodnie na ramię Payne'a. 
- Około piętnaście kilometrów - odezwał się chłopak, wciąż idąc. Dziwiło mnie trochę to, że po takim dystansie wciąż nie zmęczył się niesieniem mnie. Chociaż nie byłam ani wysoka, ani przy kości, a więc dużo nie ważyłam, a on pewnie miał dość sporo siły. Na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że chodzi na siłownię.
- A ile już przeszliśmy?
- Niecały kilometr.
- O matko.. - wydałam z siebie długi jęk, który dosadnie wyrażał moje niezadowolenie. 
Czekała nas dość długa droga, a mój brzuch zaczynał z każdą chwilą coraz bardziej mnie pobolewać od wbijania się w ciało szatyna. Próbowałam się nieco poprawić, aby jego ramię uciskało mi chociaż inny narząd niż żołądek, jednak niespodziewanie chłopak postawił mnie na ziemi. Dopiero teraz zauważyłam, że moje stopy są bose, nie odziane nawet w żadne skarpetki.
- Czemu mnie postawiłeś? - zapytałam z lekkim wyrzutem. Zaczęłam czuć zimno pochodzące od gleby, którą ledwo co porastała jakaś roślina przypominająca ni to trawę, ni to mech.
- Nie wygodnie ci, więc idź sobie sama.
- A skąd ty niby wiesz, że mi niewygodnie? - przewróciłam oczami, wsadzając ręce do kieszeni swoich krótkich spodenek. Tak, w same nogi też było mi zimno. Że na jakieś porwania czy pomaganie w ucieczce, Payne akurat musiał sobie wybrać najchłodniejszy dzień lipca, gdzie byłam pewna, temperatura nie przekraczała piętnaście stopni.
- Dobra, nie marudź już tylko chodź - oznajmił, ciągnąc mnie za rękę.
Nie miałam żadnego innego wyjścia niż stawiać ostrożnie nagie stopy po ściółce leśnej, przez co czułam się niczym człowiek pierwotny, który szedł na polowanie. Szkoda, że teraz to ja mogłam być zdobyczą. Jednak w miarę uspokoiłam się, kiedy po trochę więcej niż godzinie ujrzałam przed sobą kolejny spory dom, który okazał się być celem naszej podróży.
****************************************************
Pisałam to i pisałam, ale w końcu napisałam. Chociaż w sumie nie wiem czy tak długo to trwało, bo gdybym tylko miała czas, rozdział powstałby w kilka godzin, a tak to tworzyłam go dwa dni. Czemu nie dodałam wcześniej? Nie miałam w ogóle czasu na pisanie. W tym tygodniu mam próbne egzaminy, więc serio, nie wiem nawet jakim cudem dziś znalazłam czas. Starałam się tym razem dopracować bardziej opisy, aniżeli dialogi. Mam nadzieję, że mi się udało, bo się bardzo starałam. Ogółem w tym roku mam strasznie dużo nauki, co mnie po prostu przytłacza. W planach mam reaktywowanie The Way You Lie, które jest pisane przeze mnie na wattpadzie. Mam już nawet kawałek czwartego rozdziału. Co do sondy, wygrało zapisywanie dialogów z myślnikami.W weekend postaram się zmienić cudzysłowie na myślniki w całym opowiadaniu. Mam nadzieję, że spodobał Wam się ten rozdział. ily x

7 komentarzy:

  1. Jestem zła.... Bo ten rozdział jest za krótki! Chcę więcej. Oczywiście jak zwykle rozdział świetny, ale KRÓTKI ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Boooski !!! Czekam nn ;*
    *_* @JustynaJanik3

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny ten rozdział *.* już myślałam, że to Niall przyjechał uratować siostrę :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział;) Strasznie krótki, co mnie smuci ;(( ale rozumiem..te testy są do bani;/Ponad to dziękuję ci, że napisałaś go;*
    @Best_faan_ever

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział :**
    Czekam na kolejny :)
    @Hazza_OMFG

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest niesamowite <3. Nie mogę doczekać się kolejnego :***.
    @HarrysTwixx

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny! Sliczny wygląd bloga :)

    OdpowiedzUsuń