Harry. Harry. Harry. Głosik w mojej głowie, powtarzał niczym mantrę, tylko to jedno, jedyne imię. Nie mogłam się na niczym innym skupić. W myślach miałam tylko te znajome, zielone oczy, z których teraz bił nieoczekiwany smutek. Czułam się tak, jakbym popełniła największą zbrodnię świata. Nawet pocałunki Tomlinsona przestały dawać mi rozkosz, a zaczynały być nieprzyjemne i palące. W mojej głowie w ciągu tak krótkiej chwili działo się tak wiele. Ogromne poczucie winy rozrywało zarówno mój umysł, jak i serce.
Poczułam dłonie na moich plecach, które nieporadnie próbowały rozpiąć zapięcie mojego biustonosza. Nie mogłam na to pozwolić. To był idealny moment na to, aby przestać i skończyć ten cyrk. Umiejscowiłam dłonie na torsie Louisa i otworzyłam oczy. Kiedy on zajmował się składaniem pocałunków na mojej szyi, ja czułam obrzydzenie - zarówno do niego, jak i do siebie. Pewnie odepchnęłam od siebie ciało szatyna. Był zaskoczony. Natychmiastowo usiadłam i złapałam swoją sukienkę, szybko ją na siebie nakładając i zapominając całkowicie o tylnym zamku. Chciałam jak najszybciej stąd uciec.
- Cholera, Liz. Co ci się stało? Było przecież tak pięknie - powiedział zdezorientowanym tonem Tomlinson, podczas gdy szukałam swoich butów po całym pokoju. - Myślałem, że tego chcesz.
Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Był zawiedziony, jednak nie zraniony. Zależało mu tylko i wyłącznie na seksie. Byłam dumna z siebie, że ta sytuacja nie zaszła za daleko.
- Upiłam się za bardzo i świat mi trochę zawirował, a teraz zamierzam wrócić do domu - powiedziałam na jednym wdechu, próbując jak najszybciej wywinąć się z tej niekomfortowej sytuacji. - Przepraszam - dodałam prędko, po czym zrezygnowana, wyszłam z pokoju na boso.
Pobiegłam od razu do windy i wcisnęłam w niej guzik, dzięki któremu mogłam dostać się na parter. Następnie już tylko opuściłam wzrok, aby nikt wsiadający nie mógł ujrzeć łez, które cisnęły się do moich oczu. Wydawało się, że podczas krótkiej rozmowy z szatynem całkowicie wyparował ze mnie alkohol, przez co czułam się jeszcze gorzej. Na dodatek byłam już tylko sama ze sobą i swoimi myślami, które trudno było mi poskładać. Nie wiedziałam co mnie opętało, aby upić się do tego stopnia, a potem.. Potem zachować się jak zwykła, pierwsza lepsza dziwka. Zawiodłam się na sobie, ponieważ jeszcze kilka miesięcy temu nie dałabym zaciągnąć się do klubu, a co dopiero do łóżka.
Drzwi windy się otworzyły, a ja wyszłam do recepcji. Stało w niej jedynie kilka osób, lecz każda z nich od razu zwróciła na mnie uwagę - zwłaszcza na moje bose stopy. Poczułam się głupio, dlatego próbowałam przejść jak najszybciej długie pomieszczenie i wydostać się z budynku.
Na zewnątrz na szczęście nie było nikogo, ponieważ słońce dopiero co wychodziło zza horyzontu i logiczne było to, że każdy spał w ciepłych łóżkach w swoich domach. Ja oczywiście byłam ich przeciwieństwie - szłam bez celu w bliżej nieokreślonym kierunku, ponieważ nie znałam miasta. Bezładnie spięłam swoje włosy klamrą, którą musiałam przypadkowo zabrać z pokoju. Byłam zrozpaczona. Nie dość, że praktycznie zdradziłam to na dodatek byłam zgubiona. Tylko cud mógł mnie uratować.
*Harry's POV*
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Nie miałem siły otwierać oczu, lecz stan, w którym się znajdowałem zmuszał mnie do podniesienia się z łóżka i wzięcia czegoś, co może mi się uporać z dolegliwościami. Przetarłem oczy i usiadłem. Przede mną, na stoliku, leżały przewrócone i w pełni puste butelki po alkoholu. Wczoraj wypiłem zdecydowanie zbyt dużo.
Wstałem i udałem się do kuchni. Moje kroki były krótkie i niepewne, starałem się nie potknąć. Nalałem wody do szklanki i wziąłem pierwszą lepszą tabletkę na ból głowy z apteczki. Po zażyciu leku włożyłem naczynie do zlewu i oparłem się o blat. Zauważyłem, że słońce dopiero wschodziło, a więc musiało być naprawdę wcześnie. Potwierdził to fakt, że na zegarku widniała dopiero 4:21. Liz z pewnością już spała. Chociaż.. Nie byłem pewien, wczoraj bardzo szybko urwał mi się film.
Zacząłem powoli iść w stronę pokoju, w którym mam nadzieję, że przebywa blondynka. Lekko pchnąłem drzwi, a przede mną ukazało się jedynie puste łóżko. Rozejrzałem się dokładnie po reszcie pokoju, jednak i tam nikogo nie było. Zrobiło mi się gorąco z nerwów, Liz nie mogła uciec. Nie mogła, to groziłoby za dużym niebezpieczeństwem. Zacząłem biegać po całym domu w poszukiwaniu dziewczyny, lecz bezcelowo. Nie było jej, a ja przez swoje pijaństwo nie miałem nawet pojęcia, gdzie może być.
Uderzyłem mocno otwartą dłonią w ścianę, a głuchy odgłos rozszedł się po domu. W tej samej chwili usłyszałem znajomy sygnał, dzwoniącego telefonu. Od razu do niego dopadłem, mając nadzieję, że to Elizabeth. Jednak się przeliczyłem. To był tylko Tomlinson. Ciekawe czego znowu ode mnie chciał, zwłaszcza o tej godzinie. Miałem nadzieję, że to nic głupiego, ponieważ nie miałem nawet na to czasu.
- Witaj moje słoneczko - zaśmiał się kpiąco. Zacisnąłem zęby, próbując nie odszczeknąć się w dużo bardziej chamski sposób. - Jak tam u twojej panienki?
- Daj mi spokój, Tomlinson - warknąłem do telefonu, idąc do przedpokoju, ponieważ zamierzałem poszukać dziewczyny na zewnątrz. - Nie mam czasu na pogadanki z tobą.
- Och, niech zgadnę. Zgubiła ci się?
- Mhm - mruknąłem, włączając tryb głośnomówiący w rozmowie i założyłem buty. - Nie wiedziałem, że aż tak dobrze myślisz.
- To miłe, że aż tak mnie cenisz, ale zwyczajnie znam fakty.
- Co?! - prawie krzyknąłem do telefonu, od razu się prostując. - Co ty masz na myśli do cholery?!
- Ja? Wiele rzeczy.. - zaczął Louis, ciągle się podśmiewając. Miałem go dość. - Siedziała na ławce, była smutna.. Pocieszyłem ją po prostu - kontynuował, a we mnie wzbierała się krew. Z każdą chwilą miałem coraz większą ochotę, aby go uderzyć. - A potem..
- A potem co? - zapytałem oskarżycielsko, starając się, aby nie zgnieść swojego iPhone'a w dłoni. W końcu niedawno go kupiłem.
- A potem zaszaleliśmy z butelką wódki i skończyliśmy w łóżku.
Zacisnąłem zęby i zebrała się we mnie niewypowiedziana złość. Po mojej głowie przemykały z prędkością światła wszystkie znajome mi przekleństwa. Nienawidziłem tego skurwiela. Nienawidziłem. Odkąd tylko pamiętałem, robił wszystko, aby utrudnić moje życie. A teraz? Teraz odbił mi moją dziewczynę. Udało mu się. Ze wściekłością rzuciłem telefon o podłogę tak, że usłyszałem dźwięk pękającego szkła.
- ZAPIERDOLĘ CIĘ JAK CIĘ TYLKO SPOTKAM TY PIERDOLONA CIOTO! - wrzasnąłem prosto w stronę urządzenia, z furią kopiąc je w róg pomieszczenia. Jednak nie podziałało to, ponieważ z głośniczka wciąż słyszałem śmiech Tomlinsona.
- Przesadzasz misiaczku - skomentował z rozbawieniem sytuację - Zapraszam na przejażdżkę do Hampton - dodał na koniec, po czym zostawił mnie z irytującym sygnałem zakończonego połączenia.
Podniosłem telefon. Na szczęście ekran był tylko potłuczony, a obraz nie zniknął z ekranu. Włożyłem szybko urządzenie do kieszeni i pobiegłem do samochodu. Musiałem jechać do Hampton, bo z pewnością była tam Liz z tym popaprańcem. Najważniejsze było dla mnie zabranie jej stamtąd, dopiero potem zamierzałem zająć się Tomlinsonem. Wsiadłem do środka, po czym odjechałem z piskiem opon. Byłem na tyle wściekły, że nie zwracałem nawet uwagi na mijające mnie na ulicy auta.
Już po dwudziestu minutach wjechałem na teren miasta. Poziom agresji we mnie, nieco się zmniejszył, a wzrósł.. Smutek? Jeszcze do niedawna nie spodziewałbym się, że mogę odczuwać coś takiego, na dodatek w takim stopniu. Teraz byłem niczym statek, który tonął w oceanie. Czułem wyrzuty wobec Liz, jak i wobec siebie. Z jednej strony zrobiła to, on jej dotknął. Znów. Jednak poprzednim razem z pewnością została zmuszona do tego. A teraz? Nie robił tego. Chociaż.. byłem pewien, że ten chuj celowo ją upił i nagadał jej niestworzonych rzeczy. To było całkowicie w jego stylu, taka taktyka - omamić i wykorzystać.
Rozglądałem się niczym szaleniec po ulicach. Wiedziałem, w jakim mieście znajdowała się dziewczyna, jednak gdzie zatrzymała się z tym frajerem, nie miałem pojęcia. Byłem bezradny, a na dodatek sam wystawiałem się na celownik swojego ojca, przed którym uciekałem. Nagle, ujrzałem przed swoim samochodem postać. Gwałtownie nacisnąłem na hamulec. Bałem się, że nie zdążę zahamować, jednak udało się - zaledwie kilka centymetrów przed niedoszłą ofiarą.
Podniosłem wzrok znad bioder, jak zauważyłem, dziewczyny i oniemiałem. Przed moim autem stała wystraszona Elizabeth w czarnej, kusej i obcisłej sukience, która sprawiła, że mimo aktualnej sytuacji, poczułem, że.. coś w moich spodniach się poruszyło.
****************************************************
Przepraszam za to, że rozdział pojawił się dopiero teraz, ale nie miałam, albo możliwości albo czasu do napisania go. Z pewnością będzie wiele błędów, ponieważ postarałam się dodać go jeszcze dziś przed nauką na jutrzejszy sprawdzian z chemii, więc był pisany na szybko. Postaram się go jutro lub pojutrze poprawić.