wtorek, 3 grudnia 2013

Rozdział czternasty

Minęło półtorej tygodnia odkąd się tu pojawiłam. Jednak wciąż żyję. Po Ethanie nie ma najmniejszego śladu, wydaje mi się, że Tomlinson miał rację. Harry musiał go zabić. Wtedy jeszcze się bałam, że skończę jak on, lecz teraz już nie. Nastroje się uspokoiły, tak samo jak Styles.
Na dodatek to on codziennie mnie odwiedza, zamiast swojego kumpla. Nie rozmawiamy dużo, ale jest dużo milszy niż na początku - nie traktuje mnie jak przedmiot i ograniczył używanie wulgaryzmów. To zadziwiająca zmiana, lecz nie mam nic przeciwko niej. Nawet jestem za. Wydaje mi się, że utwierdził się w tym, że już go się nie boję, że może mnie zabić, a on choć jest osobą, która kocha uległość i podlizywanie się, wie że tak naprawdę nie może mi nic zrobić. Za bardzo mu zależy na wykończeniu mojego brata. Ale czy na pewno tędy droga? Zaczęłam dochodzić do wniosku, że rodzina kompletnie o mnie zapomniała. Niall wciąż nie przychodził, policja pewnie nawet mnie nie szukała. Czułam się osamotniona jeszcze bardziej niż wcześniej, ponieważ zdałam sobie sprawę, że nikogo nie obchodzę.
Moim jedynym zajęciem tutaj oprócz jedzenia, spania i kilkuminutowych, całkiem bezsensownych pogadanek ze Stylesem, stało się czytanie książek. Było ich mnóstwo w tym pokoju. Były to głównie książki wojenne, opowiadające o czasach Drugiej Wojny Światowej. Jednak nie pytałam Harry'ego, czy są one tu tylko dla ozdoby, czy może je kiedykolwiek czytał. Nie przepadałam za nim, wydawał się być zamkniętym w sobie, niechętnym do jakichkolwiek zwierzeń człowiekiem. W przeciwieństwie do Tomlinsona, który od czasu do czasu do mnie wpadał żeby tylko podnieść mi ciśnienie. On by wykrakałby wszystko, za kasę czy nie, chociaż za pierwsze dużo chętniej, zdradziłby nawet swoją rodzinę. Nienawidziłam takich ludzi, brzydziłam się nimi. Jednak w jakiejś części podzielałam jego poglądy. Nie ma człowieka, który nie byłby egoistą. W mniejszym, czy większym stopniu, każdy z nas martwi się o siebie - o swoje życie, swój dobytek..
Cicho westchnęłam, czytając kolejną linijkę tekstu w książce. Nie mogłam się dziś na niczym skupić. Od rana byłam roztrzęsiona i poddenerwowana, tak jakby coś się miało zdarzyć. I chyba się nie myliłam, ponieważ drzwi pokoju się otworzyły, a w nich stanął Styles. Jego obecność sprawiła, że podniosłam głowę znad książki.
- A ty znowu czytasz ten syf z przerobionych na papier drzew? - zaśmiał się kpiąco, krzyżując ręce na swoich piersiach i opierając się o ścianę przy wejściu. To chyba było jego ulubione miejsce i pozycja w tym pokoju. A ja raczej przesadziłam mówiąc, że jest miły, bo nie jest. Jest cały czas tak samo wredny jak przedtem.
- Czego tu szukasz? - zapytałam, kładąc się na łóżku i znów zanurzając swój nos w lekturze.
- Straconego dnia - prychnął. Czułam na sobie jego wzrok, który doszczętnie przeszywał moje ciało - Patrz się na mnie, kiedy do ciebie mówię.
- Żebyś ty tylko jeszcze mówił coś ciekawego. Jesteś nudny jak flaki z olejem - westchnęłam, przekładając kolejną kartkę w książce. Co prawda jej nie czytałam, ale chciałam, aby Styles czuł się ignorowany. Mam dziś ogromną chęć bycia dla niego wredną.
- Widocznie tak Bóg chciał.
- To ty w ogóle wierzysz w Boga? Wow - zaśmiałam się, jednak bez przekonania i jakiegokolwiek zainteresowania.
- Nie słyszałaś o tym, że tak się po prostu tylko mówi? - powiedział, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nie.
Nie musiałam tego widzieć, aby wiedzieć, że w tej chwili teatralnie przewrócił oczami tak, jak miał to w zwyczaju robić. Minęło kilka, a może kilkanaście minut w ciszy. Znudzona powróciłam do czytania. Jednak szatyn ciągle stał i mnie obserwował.
- Przestań się tak na mnie patrzeć" westchnęłam, spoglądając na niego. - To mnie rozprasza.
- Musisz być dziś tak podła? Już wydawałaś się być normalna i chciałem z tobą pogadać jak z człowiekiem. Ale oczywiście nie. Jakie kobiety są głupie - stwierdził, patrząc w sufit i potrząsając głową. Szczerze to on mnie już wkurzał, mógłby sobie stąd pójść.
- Sam jesteś głupi.
- Ty masz to słynne PMS czy mi się tylko wydaje? - uniósł brwi, znów na mnie patrząc. Tym razem to ja przewróciłam oczami.
- Przestań już.
- To ty zaczęłaś.
- Bo czemu niby ty mnie tu więzisz, co? I nie odpowiadaj, że Bóg tak chciał.
- Bo co? - zaśmiał się. I akurat, o dziwo ten śmiech nie był złośliwy tak jak pozostałe. Ten był.. inny? Jednak go zignorowałam. Po chwili kontynuował z nutą rozbawienia w głosie. - Ojej, jaka ty jesteś obrażalska.
Zmarszczyłam brwi. Zgubiłam się już w tej konwersacji. Dlaczego on raz jest głupim dupkiem, a raz całkiem zabawnym i miłym chłopakiem?
- Boże, nie rozumiem cię, serio. Jesteś taki dziwny.
- To nie ja jestem dziwny skarbie. To ludzie są dziwni - znów się roześmiał. Czy on mnie brał na jakąś nową taktykę? Że jak będzie kochanym chłoptasiem to na niego polecę i dam mu się przelecieć? Nie. Co to, to nie.
- Dobra. Ale po co mnie tu trzymasz? Powiesz mi w końcu, czy nie? Niall tu i tak nie przyjedzie. Dlaczego mnie nie zabijesz, co? - zapytałam z powagą w głosie. Jego twarz zmieniła ponownie zmieniła wyraz na ponurą i pełną nienawiści.
- Bo nie - warknął i wyszedł. On był taki przewidywalny. Coś mu nie pasowało - albo chciał kogoś zabić, albo zwyczajnie wychodził z pokoju.
Kilka minut po tym, kiedy opuścił pomieszczenie, znów zagłębiłam się w czytaniu. I choć nigdy nie przepadałam za literaturą wojenną, to ta książka była naprawdę ciekawa i przejmująca. Nawet nie byłam tego świadoma jak czas szybko mijał, a mój spokój przerwał Harry, który ponownie wkroczył do pokoju. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że musi być już późno, a ja byłam już nieco senna. Podniosłam wzrok, widząc jak szatyn zatacza się w moją stronę.
- Liz, skarbiee.. - mamrotał, cicho się śmiejąc. Zdecydowanie był pijany. Tego nienawidziłam najbardziej, ludzie pod wpływem alkoholu byli irytujący, nieznośni i infantylni, a ja ich próbowałam unikać jak tylko mogłam. Jednak teraz nawet nie miałam jak i gdzie uciekać. Odłożyłam książkę, cicho wzdychając. Chłopak siadł koło mnie, a ja poczułam bijący od niego zapach wódki.
- Ugh, idź stąd. Śmierdzi od ciebie alkoholem - powiedziałam, odsuwając się od niego ze zniesmaczeniem. Niestety mnie nie posłuchał, a wyjął zza paska dawno niewidziany przeze mnie pistolet. Nie wierzę. Najpierw był miły, a teraz znów chciał mnie zabić? A podobno to kobiety są zmienne.
- Jesteś moja - oznajmił z wesołych uśmiechem, a ja zmarszczyłam brwi. Nie byłam pewna tego, czy on jest świadomy, co może mi zrobić zupełnie przez przypadek.
- Nie, nie jestem twoja - powiedziałam, przewracając oczami. Chyba mu się to nie spodobało, bo wyraz jego twarzy przestał być tak pogodny jak jeszcze kilka sekund temu.
- Jesteś! - krzyknął, uderzając mnie kilka razy lufą o czoło. Ale zrobił to dość delikatnie, ponieważ nie odczułam większego bólu.
- Nie, nie jesteś. I Boże, odłóż ten pistolet. Jesteś pijany. Zamierzasz mnie zabić?
- Jeżeli nie chcesz być moja to będziesz niczyja - warknął, silnie łapiąc moje ramię, przez co lekko zadrżałam. Po sytuacji z klubu byłam świadoma tego, że Styles po pijaku był nieobliczalny, mógł zrobić wszystko. Nawet nie obchodziły go wtedy jego własne interesy.
- O-odłóż ten pistolet, p-proszę - wyjąkałam, kiedy on zacisnął jeszcze mocniej swoje palce na moim ciele. Wiedziałam, że w tym stanie, najprawdopodobniej niechcący, jest w stanie mi zrobić krzywdę.
Spojrzał w moje oczy, a wtedy zobaczyłam w nich smutek. Przeszedł mnie dreszcz. Przybijało mnie to, w jaki sposób na mnie patrzał. A kiedy się do mnie przytulił z głośnym płaczem po prostu zamarłam.
- Hej, Harry, nie płacz - próbowałam go pocieszyć, głaszcząc go po plecach. Jednak jego płacz jeszcze się pogłośnił.
Po mojej głowie chodziło tylko "Cholera, dziewczyno, ogarnij się i go stąd wypieprz". Jednak coś mnie zatrzymywało, a w swoim sercu zaczęłam odczuwać kłucie. Może byłam dla niego niemiła czy.. Boże, Liz, przestań. To gangster, oni nie przejmują się takimi rzeczami i nie płaczą. I choć wmawiałam sobie, że to wina alkoholu, to w moim sercu zrobiło się cieplej, gdy zauważyłam, że szatyn zasnął w moich ramionach. W sumie.. możliwe, że go jeszcze polubię.
****************************************************
Wyszło tak lipnie, tak lipnie! Chociaż przynajmniej relacje Liz z Harrym zaczynają się ocieplać! Miałam dodać już w weekend, ale przez nawał zeszytów do spisywania po chorobie, nie miałam czasu, kiedy dokończyć ostatnią scenę, której.. na początku nawet nie miało być! Swoją drogą w piątek stworzyłam zwiastun mojego opowiadania, który znajdziecie w nowo-powstałej zakładce Fabuła. Tam jak sama nazwa mówi, przeniosłam z Rozdziały, opis fabuły, bo zauważyłam, że większość osób, która tu przychodziła, nie mogła go znaleźć. Jak widzicie, po lewej stronie ruszyła również ankieta, które oznakowanie dialogów byście chcieli. Jeśli wybierzecie to z myślnikami, postaram się w ciągu weekendu zaktualizować rozdziały do takiej właśnie formy. Zmieniłam również szablon na bloga na zimowy, robiłam go oczywiście sama, a więc mam nadzieję, że Wam się podoba. Dobra, to chyba tyle. ily x

11 komentarzy:

  1. cudowny rozdział!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki lipny jak jest świetny! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. PRZECUDOWNY ROZDZIAŁ!!!! Sama robiłaś szablon? A wykonujesz na zamówienie? Jest piękny, boshee!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam, sama robiłam szablon. I tak, wykonuję na zamówienie. :) x

      Usuń
  4. Jakie lipnie. Mnie się podoba. Czekam na następny <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny rozdział ;)
    @Hazza_OMFG

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest coraz lepiej w ich relacjach :D czekam na next! Xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaaam! Normalnie kocham te opowiadanie, ale do rzeczy. Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Avards. Gratulacje! Szczegóły znajdziesz tu: http://harry-styles-opowiadanie-by-kinss.blogspot.com/p/liebster.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Boooski!!! Czekam nn ;*
    Xoxo @JustynaJanik3

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział!! Czekam na nexta ;) xx

    OdpowiedzUsuń