sobota, 9 listopada 2013

Rozdział dziesiąty

Zostałam zamknięta w czterech ścianach. Niczym więzień. Nawet nie miałam pojęcia co się działo i co ja tu robiłam.­ Byłam przerażona. Nie pamiętałam dosłownie niczego z dzisiejszego poranka, a moja głowa bolała mnie w straszliwy sposób. Kilka minut temu obudziłam się tu w całkowitej samotności. Podejrzewałam, że był już wieczór, chociaż nie byłam tego stuprocentowo pewna, bo w pomieszczeniu nikt nawet nie zadbał o okno. Dlaczego się tu znajdowałam? I dlaczego drzwi były zamknięte? Czy ja byłam porwana? Tylko dlaczego tego nie pamiętam? I dlaczego moja noga jest w bandażu? W mojej głowie było mnóstwo pytań i ani jednej osoby wokół, która mogłabym na nie odpowiedzieć. I na dodatek nie miałam swojego telefonu przy sobie. Błędnie spacerowałam po pokoju, widocznie przy tym kulejąc i bezskutecznie szukając chociażby najzwyklejszej wskazówki, która skierowałaby mnie chociaż do jednej z odpowiedzi na moje pytania. Przerażała mnie pustka wokół, przecież nikomu nic nie zrobiłam, aby tu się znajdować. To musiało być jakieś nieporozumienie.
Kiedy usiadłam na krawędzi łóżka, drzwi od pokoju magicznie się otworzyły, a w nich stanął niski blondyn. Lekko się zatrząsnęłam. Czy to jego sprawką było to, że tu siedzę, jak za karę? Przełknęłam ciężko ślinę, obserwując każdy jego ruch.
- Umm.. cześć - przywitał mnie niepewnie chłopak. Uniosłam brwi. Był wystraszony niemal tak samo jak ja i widać było, że nie nadawał się do tej roboty, więc to pewnie ktoś na niższej hierarchii w tym.. czymś.
- Hej - odpowiedziałam, cicho wzdychając, kiedy on oparł się o drzwi, tym samym je zamykając za sobą. Zauważyłam na jego twarzy rumieńce. Wyglądał nawet uroczo jak na kogoś, kto jest powiązany z tym, że tu siedzę.
- Co tam?
- I co mam niby teraz odpowiedzieć? Siedzę tu nawet nie wiem dlaczego i cholernie boli mnie głowa, ale jest fajnie.
- Uch, też racja - wymamrotał blondyn, pocierając skroń
- Mogę wiedzieć co ja tu robię? - zapytałam totalnie zbulwersowana. - I dlaczego mam bandaż na stopie?
- Kiedy ermm.. Harry cię zabierał z domu, weszłaś w kawałek szkła.. - poinformował mnie chłopak, a ja myślałam, że mnie coś trafi. Nie dość, że te wszystkie czynniki składały się na to, że byłam totalnie wkurzona to jeszcze ten koleś mówił chyba najwolniej jak tylko potrafił, idealnie akcentując każde słowo.
- Kim jest Harry? I jak to mnie zabrał z domu? Co to ma znaczyć?!
- Bo Harry to nasz szef i umm.. jakby ci to powiedzieć..
- Prosto z mostu? - zapytałam, unosząc brwi. Czy ja kiedykolwiek przy tym człowieku dowiem się o co chodzi?
- Jesteś porwana - powiedział zwyczajnie chłopak, a ja uniosłam brwi. W jego ustach to całe porwanie raczej brzmiało jakbym przyjechała tu na wakacje, żeby się zrelaksować i pić drinki z palemką, których jak dotąd jeszcze nie zauważyłam.
- Tylko? - zaśmiałam się wyjątkowo sarkastycznie. On chyba sobie robił ze mnie jaja. Niby dlaczego jakiś Harry miałby mnie porywać? Co ja mu niby zrobiłam skoro go nawet nie znam? - A dlaczego niby mnie porwaliście? Jestem jakąś złotą kurą?
- Harry chce zwabić twojego brata, żeby pozbawić go życia - wzruszył ramionami, a ja zmarszczyłam brwi. To się robiło coraz bardziej skomplikowane. Czemu niby ten wielki szef niczym pan świata dla tego flegmatyka, miałby zabijać Niallera?
- Dlaczego?
- Bo twój brat zabił ojca Harry’ego i Harry chce się odwdzięczyć.
- Co? Mój brat by nikogo nigdy nie zabił, chyba sobie żartujesz. Chyba pomyliłeś mnie i mojego brata z całkiem innymi osobami.
- Ty jesteś Elizabeth Horan, a twój brat to Niall, tak? - zapytał blondyn, a ja zrobiłam minę niczym karp. Skąd on to wiedział? I Boże, mój brat serio by kogoś zabił? Niepewnie pokiwałam głową. - W takim razie się nie pomyliłem. I.. Czekaj, ty nie wiedziałaś, że twój brat jest szefem gangu?
Moje oczy nagle się rozszerzyły, a w mojej głowie przebiegło kolejne milion pytań. Mój brat gangsterem? Boże, jestem siostrą gangstera? To.. to chore. I niemożliwe. To musiał być jakiś żart. Albo sen. Tak to był sen. Na pewno. Dyskretnie uszczypnęłam się w udo. Nie, to jednak nie był sen.
- N-nie, nie wiedziałam - przyznałam łamiącym się głosem. To wszystko mnie już przerastało. Chciałam do domu, mamy i Lucasa. - A kim ty jesteś?
- Ja? Jestem Ethan. Ethan Harrow - oznajmił, siadając obok mnie na łóżku.
- Powinnam powiedzieć, że miło poznać, ale nie jestem pewna, czy w takich okolicznościach mogę.
- Nic ci nie zrobię, serio - uśmiechnął się lekko chłopak, co odwzajemniłam.
Był flegmatyczny i nieco tępy, ale wydawał być się przyjazną osobą. I miałam nadzieję, że nie jest jedyną osobą o takim charakterze w tym domu. Kiwnęłam głową, starając się być równie miłą dla niego, co on dla mnie. Bo jak podejrzewałam, taki jednorożec już więcej mi się tu nie trafi.
- Nie jesteś aż taka zła jak Andy i James mówili. Lubię cię - powiedział Ethan, a ja się cicho zaśmiałam. Ciekawe dlaczego mnie nie polubiła tamta dwójka. Może bardzo się wyrywałam i krzyczałam jak mnie porywali?
- Ja ciebie też - odpowiedziałam, a uśmiech na moich ustach dalej nie schodził. Musiałam przyznać. Był irytujący, ale było w nim coś takiego, że nie dało się go nie lubić. Na jego policzkach ponownie się pojawiły rumieńce i spuścił głowę. Znowu się cicho zaśmiałam, jednak moją uwagę przykuł fakt, że chłopak właśnie wyjął z kieszeni telefon, który wyglądał identycznie jak mój.
- Masz mój telefon! - zawołałam, mając nadzieję na to, że mam rację. Bo jeśli tak, to mógłby mi go oddać.
- Co? Nie. To mój.
- A gdzie jest mój? - zapytałam, nieco zawiedziona tym faktem.
- Harry go zabrał. Chciał w nim poszperać, ale zgaduję, że się rozładował, bo nie mógł go włączyć. Chciał ode mnie ładowarkę, ale skłamałem, że mam inny model. Nie chciałem naruszać niczyjej prywatności, bo szczerze, nie wiedziałem jeszcze wtedy kogo tym razem tu ściągnęli.
- To nie pierwszy raz, kiedy kogoś porywają?
- To już ich rutyna - westchnął Ethan, grzebiąc w telefonie - Jak się kogoś boją to porywają jego bliskiego, tamten przyjeżdża i go zabijają.
- Czyli z Niallem zrobią to samo? - zapytałam zdenerwowana. Nie wybaczyłabym sobie tego, że przeze mnie mój brat zginął.
- Jeśli przybędzie cię uratować to tak. Jak nie, to zabiją ciebie - odpowiedział blondyn, na co moje oczy ponownie się rozszerzyły. I ta, i ta opcja nie były zbytnio atrakcyjne. - Chociaż nawet po zabiciu Nialla, zabiją też ciebie. A po zabiciu ciebie, zabiją Nialla, który będzie chciał się zemścić. Tak, czy tak, zginiecie oboje.
- J-ja.. Ja.. Uhmm.. Dobra. Nieważne. Byłbyś w stanie przynieść mi mój telefon?
- Nie wiem. Harry nie pozwala wchodzić do swojej części domu. Wyjątkiem są sprzątaczki, które co prawda robią mu za dziwki, ale nawet je lubię. Mógłbym z nimi pogadać i może by ci załatwiły komórkę.
- A ładowarkę pożyczyłbyś mi?
- No pewnie.
- Boże, tak bardzo dziękuję! - rzuciłam się na niego, przytulając go mocno..
- No już przestań, bo znowu się zarumienię.
- A wiesz, że wyglądasz wtedy wyjątkowo uroczo? - wybuchłam dzikim śmiechem, a chłopak dołączył już chwilę potem do mnie. Jak na razie nie było tu aż tak źle. A jeśli mój plan wypali, to już niedługo nawet będę w z powrotem w domu.
****************************************************
Tak bardzo męczyłam się cały dzisiejszy wieczór nad tym rozdziałem, więc błagam, nie zabijcie mnie, jeśli będzie dużo błędów, lub będzie on totalnie beznadziejny. Ostatnio nie mam całkowicie na nic siły, zwłaszcza w weekendy, bo dni szkolne mam zapełnione nauką i zajęciami pozalekcyjnymi. Jakaś tragedia! Ale i tak i mam nadzieję, że się podoba i dzięki za komentarze, których było.. no pobiliście aktualny rekord spod pierwszego rozdziału, z czego się ogromnie cieszę! x

5 komentarzy:

  1. Znowu niedosyt! Chcę już kolejny rozdział ;) Czekam z niecierpliwością. Xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! robi się co raz ciekawiej :) @starskydance

    OdpowiedzUsuń
  3. Dopiero dzisiaj znalazłam tego bloga ;) SUPER OPOWIADANIE !!! <3 czekam z niecierpliwością na next xx

    OdpowiedzUsuń